Skrytykował politykę „dobrej zmiany” i zapłacił za to wysoką cenę. Tomasz Zimoch w 2016 roku został wyrzucony z Polskiego Radia po 20 latach pracy. Dla kibiców był to szok, komentator był dla wielu pokoleniową ikoną sportowego mikrofonu. Teraz Zimoch doczekał się symbolicznej rehabilitacji.
W poniedziałek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza orzekł, że zawieszenie Tomasza Zimocha w obowiązkach służbowych przez władze Polskiego Radia nie miało podstaw prawnych i dlatego rozwiązanie przez żurnalistę umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracodawcy było uzasadnione.
Tomasz Zimoch został zawieszony w 2016 roku po tym, jak udzielił wywiadu „Dziennikowi Gazecie Prawnej”, w którym poddał ostrej krytyce działania rządu Prawa i Sprawiedliwości. Reżimowy aparat represji zadziałał bardzo szybko. Wystarczyło kilka telefonów i popularny komentator został odsunięty od mikrofonu. Dyrekcja PR twierdziła, że Zimoch naruszył etykę zawodową. Kilka miesięcy później dziennikarz rozwiązał umowę i pracę z winy pracodawcy. Radio pozwało swojego byłego pracownika, domagając się odszkodowania za bezpodstawne wypowiedzenie współpracy. Dziennikarz również pozwał stację.
Co takiego powiedział Zimoch w pamiętnym wywiadzie?
– Za kilkanaście lat Andrzej Rzepliński będzie bohaterem narodowym. On udowodnił, że jest mądrym człowiekiem, znakomitym prawnikiem i prezesem TK, obrońcą prawników i sędziów przed politykami – te słowa Tomasza Zimocha w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” sprawiły, że jego zwierzchnicy stracili cierpliwość. Potem okazało się, że dziennikarz był na cenzurowanym już od dobrych kilku miesięcy. Dla nowej, posłusznej wobec rządu, dyrekcji Polskiego Radia, pracownik otwarcie krytykujący działania władzy w związku z kryzysem konstytucyjnym był solą w oku.
Zimochowi nie podobał się również styl, jaki prezentują politycy rządzącego obozu. Wielokrotnie dał temu wyraz w swoich wypowiedziach.
– Jak widzę pana Brudzińskiego w telewizji, to widzę też pogardę dla tych, którzy myślą inaczej niż pan wicemarszałek. To jest pogarda, poniżanie – wyznał komentator.
Dziennikarz zwracał też uwagę, że obecnie stanowiska w TVP i Polskim Radiu są obsadzane według klucza posłuszeństwa, a nie kompetencji.
– Kto mnie będzie weryfikował, kto będzie sprawdzał, czy jestem dobrym dziennikarzem sportowym, czy moje poglądy polityczne będą miały znaczenie? To jest gorzej niż w stanie wojennym, gorzej niż za komuny. To jest poniżanie dziennikarzy, wydawców. Ludzie są upokorzeni, zmęczeni. Co ja mam pokazać – transmisje, audycje, depesze? – irytował się Zimoch.
W wywiadzie dla „DGP” w czarnych barwach przedstawił swoją prognozę dla Polski rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość.
– Boję się, że ten naród się całkiem podzieli, że za nic będzie miał autorytety, sądy, instytucje państwowe, że jak ktoś powie, że sędziowie są, przepraszam za słowo, do d…, to będzie to wzbudzać poklask albo tzw. tumiwisizm. I myślę, że od dziennikarza publicznego radia oczekuje się, by zabierał głos w ważnych sprawach publicznych. Nie naruszam przecież zasad etyki dziennikarskiej, staram się tylko zwrócić uwagę na problem – powiedział w rozmowie z Magdaleną Rigamonti.
Tomasz Zimoch jest jednym z najpopularniejszych dziennikarzy sportowych w Polsce. Kibice pamiętają zwłaszcza jego wyczyny podczas meczu eliminacji piłkarskiej Ligi Mistrzów pomiędzy Widzewem Łódź a Brøndby Kopenhaga w 1996 roku. Komentator całkowicie dał się wówczas porwać emocjom, wygłaszając błagalne apele do prowadzącego zawody arbitra. „Panie Turek, niech pan tu kończy to spotkanie!” – krzyczał wtedy Zimoch.