„Przyparł mnie do ściany i złapał między nogami” – to akurat wyznanie jednej z amerykańskich aktorek opowiadających o „Bogu” Hollywoodu Harveyu Weinsteinie, ale można znaleźć takie same opisy w opowieściach innych kobiet z podobnie głośnych afer. To, co szczególnie zastanawia w tych historiach, to nie tyle samo prawo omerty funkcjonujące zwykle bez przeszkód przez lata, ile natura środowisk, w których to się zdarza. Bo zdarza się to również tam, gdzie kwalifikacja polityczna nie pozwala wręcz na takie podejrzenia.
W Ameryce wielu ludzi uważa Hollywood za „lewacki”. Nie chodzi tu może tyle o niektóre filmy wyrażające jakąś wrażliwość społeczną, czy przekonania antywojenne, ile o tradycyjne poparcie wielu znanych aktorów bądź reżyserów dla partii demokratycznej (sam Weinstein szczodrze finansował demokratów), nawet dla takiego „lewaka” jak Bernie Sanders. Zaangażowaniu politycznemu aktorów towarzyszy też nierzadko zaangażowanie społeczne, poprzez wspieranie organizacji na rzecz walki z biedą, chorobami, zagrożeniem ekologicznym, na rzecz praw kobiet itp. Udzielają wywiadów, podejmują odważne inicjatywy, ale jeśli chodzi o molestowanie seksualne, wręcz gwałty we własnym środowisku, zapada cisza.
Ten mechanizm jest łatwy do rozszyfrowania, działa np. w zwykłych zakładach pracy, gdzie zawstydzone kobiety boją się po prostu o zatrudnienie (w Hollywood o karierę filmową), ale dochodzi do tego też „syndrom wizerunkowy”. Np. w Watykanie i kościołach lokalnych tuszowano przypadki pedofilii, by chronić autorytet Kościoła. Robili to również ci duchowni, którzy owe czyny szczerze potępiali, według przekonania, że działania pojedynczych członków danego środowiska może skompromitować je całe, co byłoby „niesprawiedliwością”.
Tak to działało np. w przypadku niedawnej, głośnej afery wokół Denisa Baupina, byłego już wiceprzewodniczącego francuskiego parlamentu z ramienia „lewackich” Zielonych (EELV). Zieloni to rodzaj politycznego wzoru feministycznego, ze ścisłym parytetem, wieloma wybitnymi i odważnymi polityczkami, które głośno domagają się m.in. poszanowania praw i godności kobiet. Ba, tego szacunku głośno domagał się również Baupin, ale w paryskiej siedzibie Zielonych był rutynowym sprawcą sytuacji jak z cytatu na początku tego teksu. A jednak upokarzająca omerta trwała latami. Cichy, społeczny szantaż „zaszkodzeniem instytucji”, „sprawie partii”, czy np. „antysemityzmem”, jak w przypadku Hollywoodu, działał bez problemu, dopóki nie został przekroczony pewien poziom krytyczny, zauważony zresztą zawsze o wiele za późno.
Są tacy, którzy molestowanie seksualne uważają za coś w rodzaju nieuniknionego kosztu współżycia społecznego. To też jedna z przyczyn omerty panującej nawet wśród „lewaków”, nie zawsze widzących, że coś ich upodabnia do Kościoła, czy celebryckiego Hollywoodu. Dopóki tego nie zauważą, długa droga przed nami.