Fotografia J. Samolińskiej

Pełnia sezonu ogórkowego skłania dziennikarzy różnych opcji do pochylania się nad tematami, które w inne pory roku nie wydają się interesujące. Szczytem szczytów wydaje się artykuł, który pojawił się ostatnio na „Wyborczej.biz” w dziale „wiadomości gospodarcze”. Otóż gospodarcza wiadomość, nad którą pracowało aż dwóch panów – Piotr Miączyński i Leszek Kostrzewski – dotyczyła tego, że niejaka pani Małgorzata chciała na pół godziny przed zamknięciem sklepu Fresh kupić tam ser w plasterkach, a ekspedientka powiedziała jej, że umyła już krajalnicę i może jej sprzedać w kawałku, może też wybrać ser pokrojony i zafoliowany.

Autorzy najpierw cytują „Lalkę” Prusa, podając opisywane w niej warunki społeczne jako pozytywny przykład (co każe sądzić, że nie przeczytali jej zbyt dokładnie), potem boleją nad bagażem PRL, który doprowadził do skandalicznej przecież sytuacji, w której ktoś musi sobie raz sam pokroić ser w domu. Ich zdaniem zdarzenie „z punktu widzenia klienta w XXI w. wzbudziło refleksję” (zastrzegę od razu – nie była to refleksja na temat poziomu polskiego dziennikarstwa). Okazuje się, że ekspedientka w sklepie może okazać klientce lekceważenie poprzez przyjęcie nieodpowiedniej pozy i brak fartuszka, że kwestia pokrojenia bądź nie sera może wzbudzać oburzenie, że może stać się „sprawą honoru”, wreszcie że serowa hrabina tak długo maglowała sieć Fresh, aż jej przedstawiciel obiecał wpisanie pracownicom do akt nagany – jest to zdarzenie o tyle wątpliwe, że ekspedientki musiałaby pracować na umowę o pracę, co bynajmniej nie jest normą w polskim handlu. Miączyński i Kostrzewski z napięciem czekają, aż sklep skomentuje całą sytuację dla ich portalu.

Właściwie to muszę przyznać, że nawiązanie do „Lalki” nie jest takie głupie – pani Małgorzata (o ile faktycznie istnieje, a nie jest postacią stworzoną przez mistrzów pióra z „Wyborczej”) ze swoją pogardą dla ludzi pracy, nieuzasadnionym poczuciem wyższości i dziecinną roszczeniowością ma wiele wspólnego z Izabelą Łęcką. Warunki pracy w polskim handlu, w sieciach takich jak Fresh czy Żabka, działających na zasadzie bardzo nieopłacalnej franczyzy, skłaniającej ajentów do skrajnego wyzysku pracowników, też niewiele odstają od sytuacji z XIX w. Mam tylko niejasne wrażenie, że prasa musiała wtedy stać na nieco wyższym poziomie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Ekspedientka powinna postąpić tak, jak to się robi na zachodzie tzn. nie odmówić, tylko doliczyć koszt dodatkowego mycia krajalnicy (słono policzyć). Klientka sama by zrezygnowała.

  2. Droga Justyno !
    Wokulski, zdaje się, nie wykorzystywał pracowników, Sądzę jednak, że pracownik, który tak potraktował klienta (również pracę, której się podjął) zwolniony byłby natychmiast.

    Po cóż jednak sięgać do XIX wiecznych powieści historycznych – Justynko Droga, powinnaś przypomnieć sobie (lub obejrzeć, o ile nie widziałaś) skecz z udziałem Kobuszewskiego, Gołasa i Michnikowskiego, znany jako „Wężykiem Jasiu, wężykiem”. Adekwatny w tym miejscu…

    Justynko – kocioł garnkowi, wiesz ? Ważki temat podjęłaś… :) A upał zaszkodził myśleniu, trochę, prawda ? Bo, niezależnie od stosunków własności klient ma pewne prawa a ekspedientka – obowiązki, wiesz ?

  3. W cywilizowanym kraju taka ekspedientka po skardze klienta straciła by pracę.
    W czasie godzin otwarcia sklepu nie wolno odmówić usługi.
    W Polsce i w polskich sklepach poza jej granicami wszystko jest na opak.
    Hamstwo, arogancja, łamanie przepisów i podstawowych norm społecznych przyjętych w krajach zachodnich to cecha polactwa. Tego nauczył ich pedofilski kk i rządzący.

    1. Na Zachodzie ta pani miałaby płacone jeszcze przez następną godzinę po zamknięciu sklepu i miałaby czas na spokojne posprzątanie. W Polsce ma płacone za pracę od 9 do 18, szefa nie obchodzi, że będzie musiała policzyć kasę, umyć podłogę i ostatecznie skończy o 18:45.

  4. Te delikatesy Fresh to są te same co to Apple się ich czepiała? Może Miączyński i Kostrzewski to opłaceni przez amerykański koncern czarni piarowcy? Bo wiadomo, że w AppleShopach klerki spełniają wszelkie zachcianki rurkowców jak już wystoją swoje w kolejkach po nową i-zabawkę.

  5. Miączyński i Kostrzewski powinni dostać pulicera, pani Małgosia 1 mln $ odszkodowania, a ekspedientkę rozstrzelać.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…