Ostatnimi czasy – jako gorliwy patriota darzący ogromnym szacunkiem tradycję polskiego ruchu narodowego – z coraz większym niepokojem czytam i słucham wypowiedzi pewnej wąskiej grupy wysoko postawionych przedstawicieli naszej rodzimej Akademii. Co istotne, owi przedstawiciele są wysoko postawieni nie tylko w hierarchii uczelnianej, ale też – powiedzmy – partyjno-rządowej. Brylują na salonach, wypowiadają się w imieniu miłościwie nam panującej Władzy, odpowiadają za kształt naszej polityki historycznej, za zmiany w systemie oświaty, za oficjalną wykładnię dziejów naszej kultury. Są to więc nasze prawdziwe elity, co to dzierżą tradycję elit III RP od pamiętnych czasów „okrągłego stołu” i „rozmów w Magdalence”. To wysoko zawieszona poprzeczka, a zatem wysokiego poziomu myśli tudzież dyskusji wypada od nich oczekiwać.
Ja – jako że Polskość jest dla mnie Świętością – wysokiego poziomu intelektualnego od rzeczonych elit osobiście oczekuję i – niestety – co rusz się zawodzę. Ostatnio takowego zawodu doznałem dzisiejszego poranka, gdy przyszło mi przeczytać artykuł opublikowany na prawicowym portalu – który, rzecz jasna, bardzo cenię i śledzę niezmiennie z największą przyjemnością – „wPolityce.pl”. Tytuł owego tekstu brzmi: „Czy na naszych oczach odradza się program Komunistycznej Partii Polski i Instytutu Czerwonej Profesury? Profesorowie z UJ ostrzegają”.
Artykuł ten dotyczy dyskusji, jaką na łamach pisma „ARCANA” uskutecznili profesorowie UJ: historycy Andrzej Nowak, Henryk Głębocki i Bogdan Gancarz oraz historycy literatury i krytycy literaccy Andrzej Waśko i Maciej Urbanowski. Czcigodni interlokutorzy zajęli się tam tematem „zwrotu ludowego” w polskiej humanistyce. Do całej dysputy się nie odniosę, gdyż moje uczucia patriotyczne zostały już wystarczająco urażone samymi fragmentami dyskusji cytowanymi przez portal „wPolityce.pl”, dlatego też na skomentowaniu niniejszych poprzestanę.
Pan prof. Andrzej Waśko w sposób następujący krytykuje autorów popularnych ostatnio publikacji naukowych z zakresu „historii ludowej”: To pokolenie nie zna już warsztatu naukowego, nie liczy się z dorobkiem poprzedników, toteż żyje naukowo z wyważania otwartych drzwi lub sprzedawania starych myśli w nowym opakowaniu.
Pan prof. Maciej Urbanowski: Zastanawiam się natomiast czy należy mówić tylko o „recydywie”, czy też o jakimś „plagiatowym” charakterze tego dzisiejszego przełomu kulturowego w Polsce, w tym znaczeniu plagiatowym, w jakim mówił o nim Karol Irzykowski. Czy chodziłoby o „plagiat” tego, o czym pisze Zinn – o szukanie „naszych Murzynów” i takie powtarzanie, dosyć paradoksalne jednak, za Mrożkiem „wybili, Panie, wybili”…. Prof. Waśko dodaje też, że: I Rzeczpospolita” kojarzy się humanistom młodego pokolenie z frazesami typu: panował „ucisk chłopa pańszczyźnianego”, zaś państwo upadło na skutek „wad szlachty”. Te dwa slogany były wręcz synonimem wiedzy historycznej. Wbito to do głowy kilku pokoleniom nauczycieli szkolnych w Polsce. Rozplenienie się tego typu stereotypów zawdzięczamy polityce kulturalnej PRL-u. I to jest również dzisiaj wszystko, co większość liberalnej inteligencji wie o polskiej historii: wyzysk chłopa pańszczyźnianego i wady szlacheckie, plus antysemityzm.
Prof. Henryk Głębocki już zupełnie się nie patyczkuje: Kogo w takim razie należy uznać za duchowego ojca takiej wizji? Howarda Zinna czy może raczej Michaiła Pokrowskiego, który stworzył w ZSRS w latach 20. XX w. cały nurt dowartościowujący grupy wykluczone i ruchy społeczne, w tym bunty narodowe i klasowe? W utworzonym przez bolszewików Instytucie Czerwonej Profesury, podlegającym pionowi agit-prop w KC WKP(b), wychował on kadry marksistowskich badaczy, mających kształtować nową sowiecką inteligencję. Ten pierwszy prezes Towarzystwa Historyków Marksistowskich potem sam został potępiony przez Stalina, a jego teorie zastąpiono unarodowioną, zruszczoną wizją historii.
Czy zatem „zwrot w stronę ludu” i krytyka szlachty, to bolszewicki wymysł? PRL-owski stereotyp? Radziecka propaganda? Zobaczmy więc, co na ten temat mieli do powiedzenia – jeszcze w XIX wieku! – pionierzy endecji, a więc formacji kluczowej dla kształtu polskiego nacjonalizmu, konserwatyzmu i patriotyzmu. Jan Ludwik Popławski w 1886 roku pisał, że prawdziwym strażnikiem polskości jest naród chłopski, który w znojnej pracy, w ciężkiej niedoli, strzegł (…) pilnie ziemi i obowiązek swój spełnił jak należy. W tekście „Demokratyzacja zasad” stwierdza wprost, iż lud polski zachował swoją narodowość mocniej i pełniej niż szlachta, dlatego też ku niemu należy się zwrócić, a tradycję szlachecką poddać surowej krytyce.
Opinię Popławskiego podzielali inni wielcy endecy, tacy jak: Zygmunt Balicki, Józef Karol Potocki czy Roman Dmowski. Ostatni z nich w „Myślach nowoczesnego Polaka” pisał, co następuje: Szlachta polska była zupełnie odmiennym tworem społecznym od szlachty innych narodów. Powołana do zorganizowania i utrzymania państwa na kresach cywilizacji, w kraju, w którym europejskie życie ekonomiczne i jego środowiska – miasta były zaledwie w początkach rozwoju, uzyskała szlachta niepodzielną władzę. (…) Z tej władzy skorzystała szlachta dla powstrzymania rozwoju miast i doprowadzenia ich do ostatecznej ruiny. (…) Losy zaś narodu i państwa spoczęły w rękach jednej warstwy, która sama znalazła się w warunkach egzotycznych, nie wymagających wysiłku do utrzymania się przy władzy i przywileju. To właśnie zadecydowało o typie psychicznym szlachcica polskiego, typie, którego zwykliśmy określać nasz charakter narodowy. (…) społeczeństwo szlacheckie znakomicie izolowało się od reszty narodu i w nie zwalczanym przez nikogo przywileju wytworzyło sobie warunki egzystencji wprost cieplarnianej, prowadzonej bez współzawodnictwa, bez walki, bez wytężania energii, bez zużytkowania zalet osobistych, bez narażania się na zgubę przez wady i słabości własne.
Dmowski jednoznacznie wskazuje, że upadek Rzeczypospolitej nastąpił z powodu nieudolności, warcholstwa i głupoty polskiej antypatriotycznej szlachty, która znęcała się nad ciężko pracującymi – na rzecz swojego uciemiężonego Państwa – chłopami. Czy zatem dla szanownych profesorów z Uniwersytetu Jagiellońskiego endecka wykładnia dziejów, to bolszewicki wymysł? Czy Dmowski to dla nich kacyk z KPP bądź ICP? Ten Dmowski – przypomnijmy – którego dzieło Kościół, naród i państwo z 1927 roku stało się podstawą polskiej idei narodowo-katolickiej? Ten Dmowski, na którego idee powoływali się tacy wielcy Polacy jak św. Jan Paweł II i bł. Stefan Wyszyński? Czy panowie profesorowie UJ chcą odrzucenia tradycji narodowo-katolickiej? Czy chcą tym samym – dokonać gwałtownej, bezpowrotnej destrukcji polskości i jej fundamentów? Czy to nie jest przypadkiem jakiś lewacki spisek?!
Na szczęście pod opublikowanym na fanpage’u „wPolityce.pl” omawianym tu artykułem większość komentatorów nie dała się zwieść. Użytkownik Mariusz C. napisał (pisownia oryginalna): Co za bzdury …! Oczy macie całkowicie zasłoniete – bo gołym okiem widać, ze maksymy komunizmu i jego zasady w życiu politycznym wprowadza PIS i I sekretarz TW Balbina Jarosław Kaczynski. Ela M. stwierdziła: Pierwszy sekretarz z KC PIS i jego adiutant Mateusz robią co mogą aby wprowadzić komunę w pełnej okazałości, więc co was tak bulwersuje w poczynaniach na UJ?. Sylwia O. skomentowała, iż: ja tylko szanowni profesorowie z UJ przypomnę jaki macie nakaz od Pana Jezusa i obowiązek wobec społeczeństwa co do zbadania krwi pana Jezusa z cudów Eucharystycznych w Polsce. Przypominam czas do wiosny w innym przypadku nie chciałabym być w waszej skórze. Konrad Z. napisał: Tak realizuje go tw. Wiesław Kaczyński, a Cyryl B. – i to mowia profesory za komuny szkolone hahahahahaha.
Co jeszcze kryje się w głowach promowanych przez PiS – rzekomo „prawicowych” – profesorów… trudno powiedzieć. Zaś po przeczytaniu zaledwie tych kilku cytatów z „naukowej” debaty szanownych akademickich decydentów powiedzieć należy: hańba! Wstyd i hańba, panowie profesorowie z UJ!