Mateusz Kijowski został szefem mazowieckich struktur KOD – nie przeszkodziło mu w tym uwłaszczanie się na własnej organizacji, które krytykuje wielu, ani tym bardziej ponad 200 tys. zaległości alimentacyjnych, do których przyznał się ostatnio we „Wprost”. O ile wyprowadzaniem pieniędzy ktoś się jeszcze przejmuje, o tyle druga kwestia sprowadzana jest przez większość do „sfery prywatnej”, Jacek Żakowski mówi o „łzawych historiach o dzieciach, którym zły tata żałuje”. Tak się składa, że w tym samym czasie swoje przywództwo obronił także Ryszard Petru – po tym, jak przez wszystkie media od „Pudelka” po TVP przetoczyły się plotki o jego romansie z posłanką Joanną Schmidt, polityczka straciła funkcję wiceprzewodniczącej, on dalej bryluje jako „lider opozycji”, mimo że to Petru jest żonaty, a Schmidt jest rozwódką.
Oczywiście, historii tych o tyle nie można porównywać, że w przypadku Kijowskiego mówimy o łamaniu prawa, zaś przy Petru – co najwyżej o nieprzestrzeganiu pewnych niepisanych reguł ludzkiej przyzwoitości, przy czym nie mam oczywiście na myśli samej relacji ze Schmidt, której szczegółów tak naprawdę nie znamy, ale fakt, że to ona za nią zapłaciła. Wiele jednak te sprawy łączy. Obie są dla polityków kompromitujące z punktu widzenia takiej ludzkiej przyzwoitości, niezależnie od politycznego obozu – zarówno facet, który olewa swoje dzieci i zarabia pod stołem, żeby nie dać ich matce pieniędzy na ich jedzenie i ubrania, jak i taki, który każe kochance ponosić polityczną odpowiedzialność za romans, to zasadniczo raczej czarny charakter. Niezależnie od tego, czy będzie się sięgało do zestawu wartości konserwatywnych, według których dla mężczyzny ważny jest honor, odpowiedzialność za swoje dzieci i kobietę, z którą utrzymuje się intymne stosunki, czy też do ideałów równościowych, feministycznych, według których kobieta i mężczyzna powinni być po równo zaangażowani w opiekę i utrzymywanie potomstwa, a rytualne spalenie na stosie bohaterki skandalu obyczajowego nie ma niczego wspólnego z .nowoczesnością.
Oczywiście, można się obrażać na ludzi, świat i obowiązujące reguły gry o to, że w świecie tabloidów i „Pudelka” wyraża się niezdrowe zainteresowanie życiem prywatnym polityków, które nie powinno mieć znaczenia dla ich merytorycznej oceny. W żadnej z tych sytuacji nie ma to moim zdaniem zastosowania – na Joannę Schmidt zagłosowało ponad 35 tys. ludzi (niezbyt mądrych moim zdaniem, ale z zupełnie innych przyczyn), decyzja o wycofaniu jej z pierwszego szeregu partyjnego ma charakter polityczny, a nie intymny, zaś niestosowanie się przez Kijowskiego do prawomocnego wyroku sądu trudno uznać za kwestię osobistą. Przede wszystkim jednak – grając kartami „liderów”, stawiając na samców alfa, których nie da się lubić, nie da się im po ludzku zaufać, bo jak można ufać komuś, kto zrzuca na słabszych ciężar swoich zobowiązań – opozycja pozwala PiS-owi wygrywać, ustawiać się na zupełnie niezasłużonej pozycji pozytywnych bohaterów. A to dopiero jest skandal i nieodpowiedzialność, za którą zapłacimy wszyscy.