Sąd w Gorzowie uznał, że mimo 8. lat pracy na samozatrudnieniu w szpitalu, pielęgniarce nie należy się etat.
– Nie mogłam sobie pozwolić, by nie przyjąć takiej pracy. Żeby żyć, trzeba mieć pieniądze – mówiła przed kamerami o warunkach, które zmusiły ja do podjęcia decyzji o samozatrudnieniu Barbara Rosołowska.
Świadkowie zeznawali, że praca p. Rosołowskiej nie różniła się co do istoty od pracy innych pielęgniarek, które miały etat. Tak samo wykonywała zabiegi, świadczyła pracę w określonych godzinach i wykonywała polecenia przełożonych. A jednocześnie była pozbawiona prawa do urlopu, sama opłacała składki na ZUS oraz ponosiła koszty księgowości. Trudno więc się dziwić, że pielęgniarka wreszcie zażądała zatrudnienia jej na etat, na którym miałaby zapewnione godne warunki pracy.
Sędzia Anna Grażewska – Bicka nie przychyliła się do wniosku położnej. W uzasadnieniu stwierdziła w umowie Rosołowskiej nie występuje większość cech stosunku pracy. Oto jeden z najbardziej zadziwiających fragmentów uzasadnienia: „powódka nie miała obowiązku osobistego świadczenia pracy bez potencjalnej możliwości zastąpienia inną osobą” i „nie występowało w łączącym strony stosunku prawnym również obciążenie zatrudniającego ryzykiem prowadzenia zakładu pracy” (???)
Adwokat Barbary Rosołowskiej zapowiedział odwoływanie się aż do Sądu Najwyższego włącznie, traktując wyrok jako dyskryminujący i niesprawiedliwy.
Władze szpitala odmówiły rozmów z dziennikarzem regionalnego oddziału TVP, bo wiceprezes i rzecznik prasowy przebywali na przysługujących pracownikom etatowym płatnych urlopach.