Szok i niedowierzanie. Zamiast masochistycznie pławić się w poczuciu klęski i słuchać coraz głupszych wymówek i tłumaczeń opozycji, która przypadkiem właśnie wyrzuciła do kosza jej wielomiesięczną pracę, Barbara Nowacka POJECHAŁA NA URLOP!
Zamiast kiwać głową ze zrozumieniem, gdy Grzegorz Schetyna udaje, że ma w swojej partii coś do powiedzenia; zamiast wytłumaczyć pani poseł Alicji Chybickiej, że jej głos jednak ma jakieś znaczenie; zamiast wyjaśnić posłom Nowoczesnej, jaki był temat głosowania i do czego właściwie służą te śmieszne, zainstalowane przy siedzeniach przyciski – POJECHAŁA NA URLOP!
Zamiast stać na mrozie 13 stycznia pod Sejmem z aktywistami warszawskiego Razem, chociaż wcześniej zarzucano jej, że wykorzystuje każdy możliwy protest, aby strzelić selfiaczka w swoim płaszczyku szytym na miarę – POJECHAŁA NA URLOP!
Twoje osierocone dziatki wołają do ciebie, matko! A w ich obronie pierwszy staje prawicowy portal wPolityce.pl. Jeśli wierzyć redaktorowi Wojciechowi nomen omen Biedroniowi: „Zrobiła zamieszanie, pokrzyczała w Sejmie i nas zostawiła – tak mówią lewicowi działacze, którzy po katastrofie projektu Ratujmy Kobiety w Sejmie czują się oszukani i zostawieni na lodzie”.
Bo przecież powszechnie wiadomo, że rzekoma lewica, która już przebiera nóżkami żeby się zjednoczyć (entuzjazm ten świetnie widać po komentarzach do tekstu Anny Marii Żukowskiej „SLD do Razem: dogadajmy się”) nie wytrzyma do 28 stycznia, przez dwa tygodnie bez Nowackiej sczeźnie i spłonie, a cały planowany sojusz straci wiarygodność.
Żeby było jasne: nie zamierzam tu podejmować dyskusji o tym, czy Barbara Nowacka jest dla mnie wiarygodna jako liderka lewicy, kto powinien się z nią jednoczyć i po kij od jakiej mietły. Ani też dyskusji o tym, czy lewakowi wolno na urlop na Bali, czy tylko do Kołobrzegu. To temat na osobne rozważania.
Uważam za skrajnie egoistyczne i po prostu bezczelne wytykanie kobiecie, która przez ostatni rok odwaliła kawał konkretnej, solidnej, obiektywnie dobrej roboty (na darmo), że po tym wszystkim, jak zrobiono z niej idiotkę przemawiającą do pustej sali, śmiała spakować walizkę i pojechać z dziećmi na ferie zimowe (które, może niektórzy już zapomnieli, nie są ruchome. Nie da się ich przełożyć). Za przeciwskuteczne uważam fejsbukowe żarty spod znaku „to co, lewica zjednoczy się, hehe, na Bali? A może na Maderze?”.
A już za szczyt chamstwa uważam nękanie Nowackiej telefonami przez dziennikarskich trolli (proszę wybaczyć, redaktorze Biedroń, inaczej się tego ująć nie da), żeby zapytać „czy wypoczywa na wyspie Bali, czy też w indyjskim stanie Goa”, „dlaczego w szczycie zainteresowania medialnego sprawami lewicy, wybiera wypoczynek” i czy „działacze mają poczekać na koniec wykupionego już kilka miesięcy temu wyjazdu Barbary Nowackiej”? A dlaczego właściwie nie? Czyżby cała Warszawa uległa hibernacji? Czyżby ci działacze, co tak dokumentnie „czują się pozostawieni na lodzie” nie byli w stanie przez dwa tygodnie zrobić nic konstruktywnego?
Powiem więcej, o ile po prawicy, czy po konkurentach politycznych Nowackiej w jej bliskim otoczeniu można się było spodziewać takiego czepialstwa, to zupełnie nie rozumiem – i niepomiernie wkurza mnie trollowanie jej z czystej złośliwości przez tych, którzy i tak nie mają zamiaru się z nią „jednoczyć”. Macie rację, czepcie się matki, że pojechała spędzić czas z dziećmi. To takie lewicowe.