Zwycięska Słoweńska Partia Demokratyczna (SDS) byłego dwukrotnego premiera Janeza Jansy zdobyła jednak tylko jedną czwartą głosów i nie może być pewna stworzenia większościowej koalicji, ani sformowania rządu. 59-letni Jansa skoncentrował kampanię wyborczą na straszeniu „inwazją migracyjną“. Jego politycznym wzorem jest premier Węgier Viktor Orbán.
Orbán nazwał zresztą Jansę, który siedział w więzieniu za korupcję, „gwarantem przetrwania narodu słoweńskiego“. Według dziennika „Dnevnik“, imigracja jako zagrożenie i temat centralny kampanii była forsowana przez media finansowane z funduszy węgierskich.
W latach 2015-2016 przez Słowenię przeszło w drodze do krajów zachodnich ok. pół miliona uchodźców. Ówczesny rząd Miro Cerara z Partii Nowoczesnego Centrum (SMC) zbudował wtedy 200-kilometrowy mur na granicy z Chorwacją. Dziś w Słowenii mieszka tylko niecały tysiąc osób, które zwróciły się o azyl.
Na drugim miejscu znalazło się ugrupowanie 40-letniego Marjana Sareca (12,5 proc.), byłego aktora, który został burmistrzem prowincjonalnego miasteczka i zdobył popularność, podając się za „słoweńskiego Emmanuela Macrona“, którego ciągle cytuje.
To właśnie Sarec będzie politycznym „języczkiem u wagi“ w Słowenii, gdyż koalicja, która rządziła do tej pory, złożona z SMC Cerara, socjaldemokratów i partii emerytów Desus, zdobyła wspólnie podobną liczbę głosów, co zwycięska SDS (24,5 proc.). Jansa ma na razie tylko jednego koalicjanta (partię Nowa Słowenia – 7,1 proc.), a Sarec nie chce z nim formować rządu.
Po latach kryzysowego zaciskania pasa, Słoweńcy coraz głośniej domagają się podwyżek pensji i emerytur. Bez względu na to, kto będzie rządził, będzie musiał zająć się tym problemem.