Zmarł arcybiskup Henryk Hoser. Miał 78 lat i w swej karierze piastował wiele znaczących stanowisk w hierarchii Kościoła w Polsce i na świecie.Pallotyn, wizytator apostolski w Rwandzie w latach 90. XX w., przewodniczący Papieskich Dzieł Misyjnych w latach 2005–2008, biskup diecezjalny warszawsko-praski w latach 2008–2017, potem arcybiskup senior tej diecezji. Zawsze jednak będzie kojarzył się z Rwandą właśnie. I jego nazwisko nigdy nie oderwie się od pamięci o ludobójstwie, jakie miało tam miejsce.
Między kwietniem a lipcem 1994 r. bojówki Hutu zamordowały od 800 tys. do miliona ludzi. Masowe mordy na Tutsi, często przebiegające w sposób niesłychanie barbarzyński, były potworną porażką całej społeczności międzynarodowej, ale przede wszystkim Kościoła. Rwanda (i sąsiednie Burundi), gdzie Tutsi i Hutu są największymi grupami etnicznymi, były zawsze najbardziej schrystianizowanymi państwami Afryki. Stanowiły dla Kościoła podstawową bazę dla pozyskiwania nowych kadr (księży, zakonnic, zakonników, misjonarzy i katechetów). Tyle okazały się w praktyce warte etyczno-moralne nauki Kościoła.
Hoser przebywał w Rwandzie na misji od 1975, pełniąc tam różne funkcje duszpasterskie. Był głównym w tej części Afryki propagatorem nauk Jana Pawła II odnośnie środków antykoncepcyjnych, nawet w świetle postępującej wówczas w kosmicznym tempie epidemii AIDS. Jako sekretarz komisji ds. zdrowia i rodziny rwandyjskiego episkopatu twardo narzucał upowszechnianie naturalnych metod planowania rodziny i abstynencji seksualnej mimo widocznych efektów epidemii AIDS.
Katolickie media podkreślają, że podczas rzezi w Rwandzie, między kwietniem a lipcem 1994 r., Hosera w Rwandzie nie było. Miał wyjechać wtedy do Rzymu. Co innego twierdziło kilku świadków podczas rozpraw Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Rwandy (MTKR), który, powołany pod auspicjami ONZ, sądził winnych ludobójstwa (skazał 61 osób). To, że Hosera nie było w Rwandzie w tamtym okropnym czasie, neguje także wybitny dziennikarz Wojciech Tochman, autor niezwykle sumiennie napisanej i udokumentowanej książki Dzisiaj narysujemy śmierć. Abp Hoser nie chciał z nim rozmawiać.
Hoser, przebywając w Rwandzie i Burundi od wielu lat, zanim wybuchła rzeź, znać musiał doskonale miejscowe stosunki. Trudno też uwierzyć, by nie miał złych przeczuć ani nie umiał przewidzieć, do czego zmierza sytuacja.
Klimat roztaczany przez dziennikarzy z plemienia Hutu, którzy opanowali miejscowe media, kilkanaście miesięcy przygotowywał tragedię, kształtując emocje i uzasadniając hekatombę. Oto kilka przykładów języka newsów ze stacji radiowych w Rwandzie: „Trzeba Tutsich wytępić jak szczury i karaluchy” (Radio 1000 wzgórz), „Z karalucha nie narodzi się motyl. Karaluch rodzi karalucha” (Radia RTLM), „Tutsi to komuniści, wrogowie Pana Boga” (Radio RTLM), „Karaluchy musimy rozdeptać naszymi nogami” (Radio 1000 wzgórz).
Bojówki Hutu były zaopatrywane permanentnie w broń i narzędzia mordów od czerwca 1993 (zajmowała się tym brytyjska firma Mil-Tec Corporation Ltd, a faktury za dostawy opiewały na 6,5 mln USD). Dostawy były jawne, Ekscelencja nie mógł nic o tym nie wiedzieć. Oto garść przykładów: 06.06.1993 – amunicja z Tel Awiwu do Kigali, 17–18.04.1994 – amunicja z Tel Awiwu do Goma, 22–25.04.1994 – amunicja i granaty z Tel Awiwu do Goma, 29.04 0-03.051994 – amunicja, granaty, moździerze i karabiny z Tirany do Goma, 09.05.1994 – amunicja, moździerze i karabiny z Tirany do Goma, 18–20.05.1994 – amunicja, moździerze, karabiny i wyrzutnie rakiet z Tirany do Goma, 13–18.05.1994 – amunicja i rakiety z Tirany do Kinszasy.
Trudno też sądzić, iż Hoser nie znał masowo rozpowszechnianego przez media dekalogu Hutu. Dyplomata i przedstawiciel państwa watykańskiego, znawca stosunków środkowoafrykańskich i relacji międzyplemiennych miałby nie wiedzieć, że w kraju propagowane są takie zasady jak „Każdy Hutu powinien wiedzieć, że kobieta Tutsi, gdziekolwiek jest, pracuje dla interesów ludu Tutsi. Dlatego będzie uznany za zdrajcę każdy Hutu, który: a) poślubia kobietę Tutsi; b) przyjaźni się z kobietą Tutsi; c) zatrudnia kobietę Tutsi jako sekretarkę lub konkubinę”, albo „Wszystkie strategiczne pozycje polityczne, administracyjne, ekonomiczne, wojskowe i policyjne powinny być w rękach Hutu”, czy wreszcie „Hutu nie powinien dłużej litować się nad Tutsi”?
Arcybiskup Hoser nie stawił się przed Trybunałem w Arushy, mimo wezwań.
Ale jedno nie ulega wątpliwości: on sam i Stolica Apostolska ponieśli w Rwandzie totalną klęskę moralną, polityczną, edukacyjn0-religijną. Rwanda to kolejna plama na wizerunku Jana Pawła II.
Papież przez trzy miesiące rzezi nie podjął próby podróży do najbardziej katolickiego kraju Afryki, nie stanął przed wiernymi Kościoła i w dramatycznym wystąpieniu – potrafił takie wygłaszać jako zdolny aktor – nie wykrzyczał: „Nie mordujcie !!!!!”.
I jeszcze jedna refleksja. Obrońcy oskarżonych dziennikarzy, których pociągnięto do odpowiedzialności karnej za podżeganie do ludobójstwa argumentowali, że istnieje swoboda słowa, a media przecież nie zabijają. Sąd odrzucił takie uzasadnienia. To prawda, samo słowo nie zabija, nie prowadzi ręki uzbrojonej w kamień, pałkę, nóż, maczetę czy karabin. Stwarza jednak klimat, dehumanizując tego INNEGO. Kiedy odziera go z człowieczeństwa, stawiając na równi np. ze zwierzęciem, wówczas pośrednio kieruje rękoma zadające rany, kalectwo lub śmierć. Taka była sentencja owych wyroków, jakie spadły na ludzi mediów. Dotyczy ona także katolickiego duchowieństwa, które wykorzystując ambony i masowe msze, by publicznie szerzyć nienawiść, stygmatyzować innych, sankcjonować agresję i deptać godność ludzi innych wyznań czy niewierzących. To jest stwarzanie klimatu dla analogicznych wydarzeń do tych jakie miały miejsce w Rwandzie wiosną 1994 r.
Wiemy, kto w naszym kraju kreuje taką atmosferę spośród hierarchów, księży, zakonników i wykładowców katolickich uczelni.