Portal WRealu24, którego kanał telewizyjny na YouTube kilka dni temu został usunięty (a następnie przywrócony) zajmuje się głównie dezinformacją i krzewieniem nienawiści. Kiedy w 2017 roku w Ełku pracownik kebaba zabił nożem ubliżającego mu dresiarza, portal Marcina Roli animował nastroje pogromowe, publikując m.in. wypowiedź Krzysztofa Bosaka, który oznajmił: „Niech rozumieją, że po tym każdy Arab w PL 2x pomyśli nim sięgnie po nóż”. Portal nakręcał spirale nienawiści promując twórczość “młodego artysty”, który nagrał patologiczny utwór rapowy, którego treść brzmiała następująco: “czterech tych pierdolonych ciapoli chłopie, pozbawi cię życia tylko dlatego, że mieli kosę. Ja pierdolę, to dla mnie niezrozumiałe jak to mogło się stać, że oni mogą w naszej ojczyźnie ukochanej przebywać i te biznesy zakładać”. Po wydarzeniach w Ełku na polskich ulicach pobitych zostało kilkunastu obcokrajowców. Bandy podkręconych propagandą dzikusów napadały na bary z orientalnym jedzeniem. Mieliśmy do czynienia z eksplozją przemocy, której źródłem były ośrodki takie jak WRealu24. To nie są media informacyjne, to tykające bomby.
Kilka dni temu napisałem komentarz, w którym wyraziłem przekonanie, że bardzo dobrze się stało, że telewizja wRealu24 została wyrzucona z przestrzeni social mediów. Kanał ten emitował treści niezgodne z regulaminem YouTube, zasadami współżycia społecznego, a także polskim prawem, co jednak przy obecnym klimacie politycznym jest trudne do wyegzekwowania. We wspomnianym tekście jako najważniejszą podniosłem kwestię wypracowania kodeksu zasad, praw i norm określających funkcjonowanie serwisów społecznościowych, gdyż sytuacja, w której cenzorska rola przypada prywatnym firmom będących właścicielami platform jest sprzeczna z demokratycznymi wartościami i stwarzająca zagrożenie dla wolności słowa.
Mój redakcyjny kolega Bojan Stanisławski chyba nie dość uważnie ten tekst przeczytał, bo w publikacji, która w jego zamiarze miała stanowić polemikę, dyskutuje ze stwierdzeniami, które w nim nie padły. Zarzuca mi chęć podporządkowania mediów jurysdykcji państwowego aparatu sprawiedliwości. Jego zdaniem kieruje mną “wiara w niezawisłe sądownictwo” i “zabobony liberalnej demokracji”. Dziwny to zarzut, bo niczego podobnego nie napisałem. Człon tytułu “wolnych sądów brak” rozwinąłem w tekście jako “deficyt demokratycznego współdecydowania w strukturach sieciowych będących własnością kapitału prywatnego”. Oznacza to, że proces stanowienia prawa, czyli tworzenia regulaminów portali społecznościowych ma charakter korporacyjnego dyktatu i my, wielość społeczeństwa sieci musimy się zastanowić nad stworzeniem mechanizmów demokratycznej partycypacji w procesie tworzenia zasad tego świata.
Może czas na niezależną od państw i koncernów, demokratycznie obieraną radę legislacyjno-zarządzającą? Prof. Ewa Łętowska proponuje nałożenie na właścicieli mediów społecznościowych ograniczeń głęboko ingerujących w ich model biznesowy. Jej zdaniem koniecznie jest stworzenie konwencji określającej reguły funkcjonowania social mediów, a na razie przynajmniej przejrzystości ich stosowania. Kto miałby stworzyć taką konwencję? Na pewno nie państwa, a raczej zrzeszenia organizacji zajmujących się wolnością i bezpieczeństwem w sieci, wyznających wartości demokratyczne. Każdy z użytkowników Facebooka powinien stać się jego akcjonariuszem, albo inaczej – obywatelem. Czas uwłaszczyć fejsbuczan. Utopia? Wszystko kiedyś nią było.
Kolega Bojan, co zadziwia mnie niezmiernie, twierdzi, iż pochwalam cenzurę, bo przyklaskuję wyrzuceniu szczujni z YouTube’a. Mojemu koledze takie działania kojarzy się jednoznacznie. “Ile razy musi upaść Związek Radziecki, by lewica pojęła, że zamykanie komuś ust, centralizacja opinii, autorytarne i bezdyskusyjne podporządkowanie dyskursu jedynie słusznej partyjnej linii daje efekt odwrotny do zamierzonego?” – grzmi red. Stanisławski.
Czuję się w obowiązku wyjaśnić koledze, że cenzura to nie tylko Związek Radziecki, a jej stosowanie nie musi oznaczać wysyłania dziennikarzy na Nową Ziemię. Cenzura represyjna jest stosowana w ramach prawa prasowego w każdym kraju tzw. demokracji liberalnej, w tym również w Polsce. Dzięki cenzurze żadna prawicowa szmata nie może bezkarnie pomówić red. Stanisławskiego o gwałcenie małych dzieci, jedzenie słodyczy przed obiadem czy znęcania się nad zwierzątkami. To cenzurze zawdzięczamy, że przynajmniej w teorii, miejsce wydawcy tytułu nawołującego do ponownego uruchomienia krematoriów jest w zakładzie karnym, a nie salonie Ruchu.. To dzięki cenzurze represyjnej, mającej również skutki prewencyjne nasi przeciwnicy polityczni nie oskarżają nas na łamach swoich tytułów o ojcobójstwo i powiązania z Al Kaidą. Cenzura pojawia się nie tylko tam, gdzie ktoś zabrania redaktorowi Stanisławskiemu krytykować Tuska i Kaczyńskiego. Tak rozumiana cenzura ma również swoje jasne oblicze i stawia sobie za cel ukrócenie działalności przestępczej i utrzymanie w mocy porządku prawnego. Uważam, że portal Marcina Roli, który jak wcześniej wykazałem przejawia niebezpieczną lekkość w operowaniu kłamstwem i zadawaniu krzywdy, cenzurą powinien być objęty, po to, byśmy nie ocknęli się dopiero po tragedii.
Wreszcie, co najbardziej zdumiewające, kiedy Marcin Rola szczuje i nawołuje do pogromów, Bojan Stanisławski radzi wszystkim zaniepokojonym założenie vloga pt. Marcin Rola pieprzy głupoty. A więc wszystko się ureguluje na wolnym rynku idei. Atakujący niech będą atakowani, szczujmy na szczujących, a świat wróci do idealnej i naturalnej równowagi. Nie podoba Ci się nienawiść? Skieruje swoją w stronę tych, którzy nienawidzą. Narodziny korwinolewicy stały się faktem.