W dość anemiczny przy władzy Jarosława Kaczyńskiego NSZZ „Solidarność” nagle lew wstąpił. Piotr Duda, jego przewodniczący, znienacka spostrzegł, że rząd próbuje sobie podporządkować wszystko i wszystkich.
Przebudzenie związkowca miało miejsce na posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego. Piotr Duda w swoim wystąpieniu wyraził swoje głębokie rozczarowanie faktem, że Rada Dialogu Społecznego, gdy przyszło do realiów, zamienia się w coś w rodzaju przybudówki do władzy wykonawczej. Piotr Duda użył nawet sformułowania „podnóżek ministerstwa rodziny” (chodzi o ministerstwo pracy, polityki społecznej i rodziny). Przewodniczący „Solidarności” jak wynika z jego wystąpienia, liczył na to, że powstałe nowe ciało, gdzie będą ścierać się w dyskusji interesy rządu, pracodawców i związkowców i że będzie ono instytucją niezależną, z własnym zapleczem eksperckim i autorytetem. Na razie jednak chyba nic z tych szeroko zakrojonych planów nie wychodzi.
Jeżeli Piotr Duda liczył na szacunek, okazywany pracownikom przez organy państwa, to się pomylił boleśnie, ponieważ, marszałek Sejmu, Marek Kuchciński nie dopuścił do przedstawienia parlamentowi sprawozdania z działań RDS.
Przypomnimy, że Rada Dialogu Społecznego powstawała na bazie Komisji Trójstronnej, z której pracy niezadowoleni byli przede wszystkim związkowcy. Miała być wolna od wszystkich wad swojej poprzedniczki. Teraz przychodzi rozczarowanie i zniechęcenie. Jedyne, co w tym wszystkim dobre to fakt, że może Piotr Duda zrozumie, że bieganie na smyczy partii rządzącej jeszcze nigdy żadnemu związkowi zawodowemu nie wyszło na dobre.