Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i prezydent spotkali się w środę z emerytowanym amerykańskim generałem. Wynik spotkania był do przewidzenia – straszenie Rosją.
Koncepcja realizowania polityki obronności przed zapowiadaną przez prawicę nieubłaganą rosyjską agresją militarną poprzez rozlokowanie kilku tysięcy żołnierzy obcych państw na terytorioum Polski, to oczywiście kuriozum, ale przynajmniej widać w tym jakiś czynnik stricte wojskowy. Tymczasem to, co opisywał Soloch w dalszej części swojej wypowiedzi sprawia, że prowojenna propaganda zaczyna osiągać jakość disco-polo.
Relacjonując wczorajsze spotkanie: szef BBN zwrócił szczególną uwagę na fakt, iż Breedlove uświadamiał ich w sprawie „rosyjskich działań podprogowych”. Zaś składa się na nie głównie „wywieranie presji na państwa, przy zatrzymaniu się poniżej progu podjęcia przez te państwa decyzji o obronie militarnej” – cokolwiek to znaczy. Na tym jednak nie koniec.
– Transformacja, która dokonuje się w NATO, musi uwzględniać te czynniki. Chodzi o cyberwojnę, o działania propagandowe, ale też działania podprogowe, polegające na demonstracji wojskowej, która wymusza określone reakcje ze strony państwa poddawanego takiej presji – dodał Soloch cytowany przez TVN24.
Na koniec Soloch usiłował wyjasnić najprościej, jak się da: chodzi o to, aby Rosję traktować jak pańśtwo prowadzące wrogie działania wojenne, choć tego nie robi. Oczywiście, wyrażone to zostało w sposób niezwykle zagmatwany. Szef BBN zakomunikował, iż „Rosjanie są mistrzami w nieprzekraczaniu tej czerwonej linii, za którą się rozpoczyna konflikt zbrojny, a uzyskiwaniu efektów, jakby ten konflikt zbrojny miał miejsce”. Ot taka, racjonalizacja polskiego pobrzękiwania szabelką – to nie my, to Rosja, która nie przekroczyła czerwonej linii, ale uzyskuje efekty.