Pan poseł Bartosz „Widelec” Kownacki napisał do premiera Morawieckiego rozdzierający apel, aby na pokładach samolotów PLL LOT pasażerowie mieli szansę zapoznać się z patriotycznym kinem – „piękną, choć bolesną, historią Polski”. Linie powinny więc zadbać o to, aby obejrzeli m.in. papieskiego gniota z Piotrem Adamczykiem w roli głównej oraz trybut dla księdza Popiełuszki, który jest produkcją o tyle sprytną, że stanowi indoktrynację o charakterze religijnym i antykomunistycznym jednocześnie. Zrobiłby więc władzy podwójną robotę.
Informacja o całym liście pana posła Kownackiego do premiera jest oczywiście doniesieniem czysto plotkarskim, oddaje jednak w mistrzowski sposób priorytety „prosocjalnej” władzy i prawdziwy stosunek do maluczkich, których PiS chce podnosić z kolan. Bo najprościej podnosi się w sferze deklaratywnej, machając im przed nosem plemiennymi totemami i wykrzykując hasła o tym, kto powinien zostać wykluczony z naszej wyobrażonej wspólnotowej piaskownicy. Przedmiotem troski ani posła Kownackiego ani innych tuzów prawicy nie były bowiem wartości, które przekazano pasażerom na przykład poprzez zwolnienie dyscyplinarne 67 działaczy związkowych. Przez cały czas, kiedy trwał strajk upodlonych pracowników LOT-u, pan Kownacki nie zająknął się ani słowem na temat tego, że na oczach podróżnych łamie się prawa człowieka. Ubolewa natomiast nad realną stratą dla ludzkości, że ta nie obejrzy w kolorze kolejnej przeładowanej symboliką hagiograficzną bajeczki. Tymczasem prezes Milczarski prezentował podległym mu obibokom na kontraktach, jak prawidłowo należy myć pokładowy kibel. Zapewne przy dźwiękach papieskiego orędzia z 1979 roku myłoby się go z większym poczuciem misji.
Zamiast puszczać filmy o wielkich wąsatych Polakach z czasów szabel i husarskich skrzydeł, wyklętych bandytów z lasu rozpruwających brzuchy albo zamyślonych, oderwanych od życia religiantów, co „urodzili się do świętości”, może puścilibyśmy filmy o wyzysku, albo o nowoczesnym niewolnictwie? A może coś z historii związków zawodowych, które nasza rzekomo prosocjalna władza zwalcza z całą mocą, za wyjątkiem „Solidarności” oczywiście (choć „Solidarność” nota bene w strajk pracowników LOT nie miała zamiaru się angażować bo „to nie jej spór”). Może zorganizowalibyśmy maraton dokumentów na temat wszystkich grup zawodowych, które wyszły na ulice tylko w tym roku? Może dziennikarze śledczy z telewizji publicznej nakręciliby na potrzeby kina pokładowego rzetelny materiał o wynagrodzeniach pracowników nomen omen pomocy społecznej?
Strajk w LOT się zakończył. Trwają negocjacje związków i zarządu w sprawie regulaminu płac. Potrwają do połowy stycznia. W ostatnią środę strona reprezentująca pracowników usłyszała, że kondycja spółki jest tak zła, że nie ma pieniędzy na podwyżki.
Rozumiemy oczywiście, są sprawy ważne i ważniejsze. Nikt nie będzie zawracał dupy szefowi rządu z powodu tego, że jakiś tam pracodawca w państwowej spółce poniża ludzi, grunt, żeby chciał puścić film o Wojtyle. Jak to dobrze, że parlamentarzyści zdają sobie sprawę z najbardziej palących społecznych problemów. Za to im przecież płacimy.