Wydawało się, że produkt marki „Paweł Kukiz” jest dojrzałą i ostateczną formą degeneracji polskiej polityki. Rockman troglodyta doczekał się jednak własnej zradykalizowanej wersji. Na rynku wyborczym pojawił się jeszcze groźniejszy dopalacz, którego działania polega na przekierowywaniu gniewu społecznego na manowce ględzenia o złodziejach i sprzedajnych elitach. Ten specyfik nazywa się Zbigniew Stonoga. O przedsiębiorcy z kryminalną przeszłością, cwaniaku i fejsbukowym celebrycie zrobiło się głośno po tym jak upublicznił akta prokuratury dotyczące tzw. „afery podsłuchowej”. Dokumenty nie zawierały praktycznie żadnych nowych informacji o działaniach polityków, mogliśmy za to poznać dane osobowe pracowników restauracji. Demaskacja wywołała jednak huragan, który zdmuchnął ze stołków kilku ministrów z platformerskiego rządu. Sam Stonoga został zaś nowym idolem internetowych „antysystemowców”.
We współczesnej Polsce aby zostać „antysystemowcem” wystarczy powrzeszczeć knajackim językiem o złodziejach, zdrajcach, krwiopijcach z ZUS i Urzędu Skarbowego oraz w dowolny sposób przywalić obecnej klasie politycznej. Za wsparciem i radą swojego przyjaciela, Piotra Tymochowicza, znanego speca do marketingu politycznego, Stonoga rozpoczął kreowanie własnego wizerunku jako buntownika, brutalnie potraktowanego przez złodziejski system skarbowy i prześladujących go prokuratorów, podkreślając historię własnego męczeństwa. Nasz bohater kilka lat życia spędził bowiem za kratkami, skazany za rozmaite malwersacje, oszustwa i znieważenia.
Prostacki język stał się zresztą jednym z emblematów publicznej działalności biznesmena. Podobnie jak blichtr i sobiepaństwo. Obecnie Stonoga zbija pokaźny szmal na handlu używanymi samochodami. Dwa lata temu próbował naciągnąć fiskusa na kasę z tytułu zwrotu podatku. Urzędnicy się jednak połapali, a Stonoga w akcie zemsty wywiesił na swoim salonie obrażający ich transparent. „Człowiek ludu” zarabia kilkadziesiąt milionów złotych rocznie, mieszka w luksusowej willi oraz jak sam przyznał w wypowiedzi dla „Newsweeka” – prokuratorski zakaz opuszczania kraju „ma w dupie”, bo lubi sobie czasem wyskoczyć do Monte Carlo lub Berlina na dobrego szampana.
Podczas gdy w Grecji czy Hiszpanii gniew odrzucającego neoliberalny system społeczeństwa, przekłada się na sukcesy wyborcze ugrupowań radykalnej lewicy, nad Wisłą na fali wznoszącej znajdują się degeneraci i szarlatani o poglądach konserwatywno-wolnorynkowych. Smutne to.