Od blisko dwóch miesięcy 450 osób prowadzi głodówkę w kościele w centrum stolicy Belgii oraz w dwóch miejskich ośrodkach uniwersyteckich. To głównie Marokańczycy, Algierczycy i Afgańczycy bez dokumentów zezwalających na pobyt i pracę, którzy pracują na belgijskich budowach od lat. Domagają się zalegalizowania swej sytuacji, co wywołało interwencję ONZ i zachwiało belgijskim rządem. Dalszy pat w ich sprawie doprowadzi wkrótce do dramatu – ostrzegają organizacje humanitarne.
„Informacje ze strajku są alarmujące – wielu głodujących znalazło się między życiem a śmiercią” – poinformował dziś w Genewie wysłannik ONZ Olivier De Schutter, który odwiedził imigrantów półtora tygodnia temu. Dwóch wysłanników specjalnych ONZ opublikowało dziś list do rządu belgijskiego, w którym zwracają uwagę na „ryzyko łamania praw człowieka” wobec ok. 150 tys. osób bez dokumentów przebywających w Belgii i proponują wystawienie strajkującym tymczasowych zezwoleń na pobyt i pracę, do czasu zbadania ich indywidualnych sytuacji. Ale belgijski sekretarz stanu, który zajmuje się sprawą, Flamandczyk Sammy Mahdi uważa, że jeśli rząd się na to zgodzi, „dojdzie do głodówek we wszystkich kościołach kraju”.
Czy upadnie rząd?
Z kolei dwie partie – frankofońscy socjaliści i flamandzcy Zieloni – zapowiedziały, że wyjdą z koalicji rządowej (doprowadzając rząd do upadku), jeśli któryś ze strajkujących umrze. Domagają się też dymisji Mahdiego, tym bardziej, że trzy dni temu ok. 300 osób rozpoczęło strajk bardziej radykalny: odmawiają picia. Organizacja Lekarze Świata spodziewa się pierwszego zgonu „w każdym momencie”.
Zdrowie głodujących jest już w stanie zaawansowanej degradacji: niektórzy stracili już wzrok, a stan neurologiczny większości jest opłakany, nie mówiąc o ciężkiej depresji, która dotknęła prawie wszystkich.
Premier Alexander De Croo został niejako postawiony pod ścianą przez ugrupowania grożące wycofaniem swych ministrów, co daje nadzieję na pozytywne załatwienie żądań strajkujących, lecz niektórzy komentatorzy twierdzą, że De Croo raczej zrezygnuje, niż pozwoli legalnie pracować nielegalnym imigrantom. Inni sądzą, że zaostrzenie konfliktu przez „strajk pragnienia” i zapowiedź dramatu, który za tym stoi, każe mu zmienić zdanie.