W największej kopalni na terytorium samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej od początku czerwca trwa dramatyczny strajk górników. Pracownicy nie otrzymali wypłaty od trzech miesięcy, a władze, nazywające się ludowymi, wszelkimi środkami dążą do spacyfikowania protestu.
119 górników odmawia wyjazdu na powierzchnię z kopalni „Komsomolska” w mieście Antracyt (70 km na południowy wschód od Ługańska). Strajk ogłosiła 5 czerwca druga zmiana, znajdująca się na dole, zaś zmiana trzecia na znak solidarności rozpoczęła protest na powierzchni. Niektórzy robotnicy z „Komsomolskiej” od kilku miesięcy nie zobaczyli ani kopiejki z wypłaty. Poprzedni strajk okupacyjny w kopalni miał miejsce pod koniec kwietnia. Wtedy części górników – tylko tym, którzy odmówili wyjazdu na powierzchnię – udało się wywalczyć wynagrodzenia za luty i marzec. Pieniędzy za kwiecień nie dostał już nikt.
W pierwszej reakcji dyrekcja kopalni zdawała się być gotowa do ustępstw. Jednak 7 czerwca funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Ługańskiej Republiki Ludowej otoczyli kopalnię, odcięli dojazd do niej, a w całym mieście ogłoszono kwarantannę „z powodu epidemii koronawirusa” (w rzeczywistości na terenie całej republiki wykryto od początku epidemii jedynie 45 zakażonych). Przestała również działać sieć komórkowa. 7 czerwca wieczorem w kopalni wyłączony został prąd, co oznaczało również zatrzymanie systemu wentylacji. Nawet wtedy jednak górnicy nie poddali się. Nikt ze 119 mężczyzn nie opuścił kopalni; następnego dnia rano prąd wrócił.
9 czerwca władze z jednej strony udały, że idą na ustępstwa, z drugiej – kontynuowały zastraszanie robotniczych liderów. Czternastu pracowników kopalni, którzy zamierzali przyłączyć się do strajku i rozszerzać go, zostało aresztowanych przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego, które następnie ogłosiło, iż zostaną im przedstawione zarzuty… szpiegostwa i pracy na rzecz ukraińskich służb specjalnych. Według przewodniczącego Niezależnego Związku Górników Donbasu Aleksandra Waśkowskiego w nieznanym kierunku wywieziono łącznie 22 osoby – 19 górników oraz trzy żony robotników. Waśkowski powiedział rosyjskiej „Nowej Gazecie”, że zatrzymani zostali poddani torturom – usiłowano wydobyć od nich informacje, kto jeszcze działa w ruchu robotniczym.
Równocześnie przeciwko dyrektorowi „Komsomolskiej” Jurijowi Diubie wszczęto postępowanie w sprawie uchylania się od wypłacania wynagrodzeń pracownikom.
Górnicy przebywający wciąż na terenie kopalni ogłosili, że dopóki ich wypłaty nie zostaną uregulowane, a towarzysze – wypuszczeni na wolność, nie tylko nie opuszczą zakładu, ale też będą prowadzić częściową głodówkę: o chlebie i wodzie. Chcą także, by gwarancje bezpieczeństwa górnikom i ich bliskim osobiście dał przywódca samozwańczej republiki ługańskiej Leonid Pasiecznik. Ten jak dotąd przekazał jedynie górnikom pismo, w którym deklaruje wsparcie, jeśli w przyszłości będą „rozsądni” i nie pozwolą się wykorzystywać w „prowokacjach SBU”. Wcześniej wojna z Ukrainą była używana przez przywódców ŁRL jako pretekst do niewypłacania pracownikom pensji.
Po proklamowaniu Ługańskiej Republiki Ludowej kopalnia „Komsomolska” oraz sąsiednia „Biełorieczenska” zostały w teorii znacjonalizowane. Jedynym podmiotem, który kupuje wydobyty węgiel, jest firma „Wniesztorgserwis”, kontrolowana przez Siergieja Kurczenkę, oligarchę z otoczenia byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Kurczenko uciekł z Ukrainy zaraz pod zwycięstwie Euromajdanu, a od 2017 r. związane z nim podmioty otrzymały pod zarząd całą grupę kopalń i przedsiębiorstw związanych z węglem na terenie tak Ługańskiej, jak i Donieckiej Republiki Ludowej.
Węgiel wydobywany w Antracycie w większości trafia na Ukrainę. Częściowo sprzedawany jest nawet nie przez „Wniesztorgserwis”, a przez rosyjskich pośredników przez terminal węglowy na Półwyspie Tamańskim i kierowany na Ukrainę jako surowiec rosyjski. Handel ten przynosi znaczne zyski i budżetowi „republiki ludowej”, i pośrednikom – i tylko robotnicy są poddawani bezwzględnemu wyzyskowi.