Od dwóch tygodni armia izraelska każdej nocy bombarduje gęsto zaludnioną, zamkniętą Strefę Gazy, co ma być odpowiedzią na „złośliwe ataki baloników”. Chodzi o dziecięce balony lub nadmuchane prezerwatywy z przytwierdzoną do sznurka palącą się szmatką wypuszczane w nadziei, że przelecą granicę z Izraelem i podpalą jakąś instalację wojskową lub pole. Nie wiadomo, co było pierwsze – bombardowania lotnicze, czy baloniki, lecz „bitwa” przynosi olbrzymie szkody mieszkańcom Gazy. Izraelczycy nie odnotowali żadnych strat.
Oprócz nocnych bombardowań, Izrael zacieśnił jeszcze obowiązującą od ponad 10 lat totalną blokadę niewielkiej Strefy, zamieszkanej przez dwa miliony ludzi. Izraelska marynarka wojenna nałożyła na palestyńskich rybaków zakaz wypływania na wąski skrawek morza, gdzie mogli jeszcze łowić. Izraelczycy zamknęli też jedyne przejście graniczne, przez które do Gazy mogły czasem docierać dozwolone towary. Doprowadziło to do zamknięcia jedynej w Strefie elektrowni, z braku paliwa.
Dziś od północy izraelskie czołgi ustawione na granicy ostrzeliwują położone najbliżej palestyńskie domostwa, co władze Strefy uznają za sygnał dobrej woli ze strony państwa żydowskiego, tj. zapowiedź przerwania bombardowań lotniczych. Gaza nie ma lotnictwa, ni broni przeciwlotniczej, ani przeciwpancernej, więc liczy na egipską mediację, która być może przynosi pierwsze owoce. Egipcjanie byli w Gazie i pojechali do Izraela, by wyjednać zgodę na przeprowadzenie linii elektrycznej do Strefy.
Do mediacji dołączył przedstawiciel Kataru. Katar obiecał Palestyńczykom z Gazy pomoc finansową w wysokości 30 milionów dolarów. To niestety raczej nie powstrzyma pogrążania się Strefy w rozpaczliwej sytuacji. Większość mieszkańców nie ma pracy – regularne odcinanie od prądu uniemożliwia wszelką poważniejszą produkcję. Izrael nie bardzo chce zgodzić się, by palestyńscy robotnicy pracowali u Żydów, bo musieliby przekraczać granicę. Rozważa jednak zgodę na budowę w Gazie strefy przemysłowej, która mogłaby przynieść im zatrudnienie.