Nawet trzy lata może spędzić w więzieniu mieszkaniec Krakowa, który w niedziele pokazał się w centrum miasta z manekinem wyposażonym w gigantyczny długopis. Policja zareagowała błyskawicznie. Mężczyzna został otoczony przez kilkunastu funkcjonariuszy.
W lutym tego roku opisywaliśmy sprawę 65-letniego pana Mirosława z Łowicza, któremu państwo polskie postanowiło dowalić poważny zarzut za zaprezentowanie baneru z napisem „Mamy durnia za prezydenta”. Teraz, podczas kampanii wyborczej mamy kolejne represje wymierzone w obywateli, którzy ośmielili się parodystycznie tym razem skomentować postawę Andrzeja Dudy.
Sprawę opisuje „Wyborcza”. Jowialnie uśmiechnięta twarz ulizanego jegomościa w garniturze. Obok niego wielki długopis. To jedna z trzech postaci, które ubarwiały wczorajszym protest przeciwko polityce prezydenta i jego obozu. Pozostałe były karykaturalnymi ujęciami Jarosława Kaczyńskiego i abp Marka Jędraszewskiego. Kukłę Dudy miał zabrać ze sobą jeden z uczestników zgromadzenia. Kiedy przechodził przez rynek, został osaczony przez mundurowych. Przed ponad godzinę był spisywany, przy czym funkcjonariusze z wydziału kryminalnego zasypywali go gradem pytań. W końcu otrzymał wezwanie na przesłuchanie.
Sprawą zajmie się prokuratura, która stwierdzi czy nie doszło do naruszenia art. 135 par. 2 KK, który mówi o znieważeniu prezydenta RP. Mężczyzna w najgorszym wypadku może trafić do więzienia na trzy lata. – To groteska! – mówi pan Piotr w rozmowie z „Wyborczą”. – Karykatury polityków są dopuszczalną formą komentowania życia publicznego w każdym demokratycznym kraju, zwłaszcza przed wyborami. Nie ma na instalacji żadnych uwłaczających zdań, nikogo nie obraziliśmy – zauważa mężczyzna.
Co do tego, że obywatele powinni być ścigani za kpiny z głowy państwa wątpliwości mają też prawnicy. – Prezydent, tak jak osoby publiczne, musi być odporny na krytykę, nieprzychylne komentarze, karykatury. To część dyskusji publicznej, próba wyrażenia i zamanifestowania poglądów, do których prawo ma każdy obywatel – skomentował dla „GW” dr Mikołaj Małecki, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Zbyt intensywna reakcja na takie działania, zwłaszcza w czasie trwającej kampanii wyborczej, może nieść za sobą ryzyko zamrożenia debaty publicznej. Satyry i karykatury są dopuszczalną formą manifestowania poglądów. Po to w Kodeksie karnym istnieje rozróżnienie znieważenia jakiejkolwiek osoby od znieważenia głowy państwa, aby przepis ten w odniesieniu do prezydenta interpretować bardzo wąsko. Ograniczając go właściwie tylko do umyślnego, intencjonalnego ataku, pełnego wulgaryzmów czy obscenicznych aktów, którego celem jest tylko chęć uwłaczenia prezydentowi – dodał.