Doroczne obchody bitwy 3 Brygady Armii Ludowej pod Ewiną to szczególne wydarzenie w dość smutnym i jałowym życiu politycznym polskiej lewicy. Szkoda, że niedoceniane przez lewicowych liderów, bo mogłoby być wzorem tego jak „komunikować się z ludem”. Kilkaset osób, które zbiera się gdzieś w leśnej głuszy, aby świętować zwycięską bitwę komunistycznej partyzantki to dowód, że „jednak można”.

Jaki jest pomysł na ten sukces? W sumie nic odkrywczego. Prawica, z PiS na czele, takich imprez organizuje multum. W przypadku lewicy to jednak w obecnych czasach unikat. Jest oczywiście oficjalna uroczystość z udziałem lokalnych dygnitarzy, składanie wieńców pod pomnikiem, poczty sztandarowe, przemówienia, odznaczenia itd. Ale towarzyszy temu ludowy, wiejski festyn. Z piwem, kiełbaskami, darmową grochówką ze strażackiego kotła, watą cukrową, ogniskiem, występami zespołów folklorystycznych, militarnymi gadżetami, które przyciągają uwagę dzieciaków. Przaśny styl może razić estetykę wielkomiejskiego hipstera, który nadaje dziś ton na lewicy, ale… to działa. Uroczystości rocznicowe bitwy pod Ewiną to tradycja wielu dziesięcioleci. Już w 1948 roku odsłonięto tam, z udziałem Mieczysława Moczara, pierwszy pomnik na grobie trzynastu poległych partyzantów – katolicką kapliczkę z drewnianym krzyżem. Od dziesięciu lat obchody organizuje organizacja powiatowa SLD w Radomsku. Nawet jeśli lokalni działacze nie w pełni wykorzystują potencjał propagandowy rocznicy, to docenić trzeba ich wytrwałość i konsekwencję. Zwłaszcza w sytuacji, gdy tradycje podobnych obchodów w innych miejscach zamierają. Imponuje też rozmach działania i organizacyjna perfekcja. Widoczna zwłaszcza w tym roku, gdy organizatorzy świetnie poradzili sobie z trudnościami wynikającymi z pandemicznych obostrzeń.

Oczywiście, można studzić entuzjazm przypominając, że powodzenie ewińskiej imprezy nie przekłada się na jakieś nadzwyczajne sukcesy wyborcze lewicowych ugrupowań na tym terenie. No cóż, SLD faktycznie dostaje w powiecie radomszczańskim niezbyt oszałamiające 8-10 procent głosów. Z drugiej strony: czy to jest naprawdę zły wynik w niezamożnych wiejskich gminach, w obliczu idącego jak walec przez polską wieś „socjalnego” PiS-u? A nawet w świetle ostatnich sondaży, w których lewicowa koalicja spada poniżej progu wyborczego? Zresztą – najbardziej udana, konsekwentnie od lat realizowana, ale jednak odbywająca się raz do roku impreza nie zastąpi innych form codziennej pracy z wyborcami.

Bardziej istotne jest jednak to, że walka jednak nie toczy się tylko o doraźny efekt wyborczy, ale o długofalowy wpływ na świadomość społeczną. W czasach, gdy prawicowy hegemon ideologiczny kreuje w społeczeństwie mit antykomunistycznego podziemia zbrojnego jako wzór postawy patriotycznej, uczestnicy obchodów w Ewinie dowiadują się, że oprócz „wyklętych” czy AK istniała też w Polsce lewicowa formacja partyzancka – Armia Ludowa. I że była to poważna siła militarna, która potrafiła toczyć wielkie i do tego zwycięskie bitwy z Wehrmachtem. To bój o świadomość historyczną, a w konsekwencji polityczną, Polaków. Od takich lokalnych wydarzeń, przypominania, jak wyglądała historia wojny w mikroskali, mogłoby zacząć się odkłamywanie „wielkich narracji” nacjonalistycznych.

W tym kontekście tym bardziej szkoda, że nie do końca wykorzystany jest potencjał propagandowy tego wydarzenia. To jednak zarzut nie tylko pod adresem organizatorów, ale generalnie środowisk lewicowych. Rzuca się w oczy brak stoisk partii czy organizacji społecznych lewicy, jeśli nie liczyć inscenizacji stowarzyszenia „Historia Czerwona”. Nie ma lewicowych wydawców czy choćby bukinistów, co jest standardem na prawicowych imprezach tego typu. Zbyt mało akcentowany jest także społecznie postępowy charakter walki oddziałów Armii Ludowej. Możemy usłyszeć referat o bitwie, co ma cenny wymiar edukacyjny, ale gdy mowa o samej AL, to nacisk w wystąpieniach kładziony jest na jej walkę o wolną i suwerenną Polskę. Bez słowa o ideach sprawiedliwości społecznej czy programie demokratycznych, socjalistycznych przekształceń. To zaniedbanie warstwy ideowej ma swoje dalsze konsekwencje: trochę razi jednak „Pierwsza brygada” odgrywana przez wiejską orkiestrę, czy popularna w okresie stanu wojennego religijna pieśń „Ojczyzno ma”, śpiewana przez dziecięcy chór zaraz po pieśni włoskich partyzantów komunistycznych „Bella ciao”, która, chociaż napisana tysiące kilometrów od Ewiny, ideowo jest przecież tak bardziej na miejscu.

Jest też w ewińskich obchodach kontrowersyjny moment katolickiej mszy, która rozpoczyna obchody. Być może wprowadzenie takiego religijnego elementu to zbyt daleko idąca cesja na rzecz oczekiwań lokalnej społeczności. Ale to jest kwestia odpowiedzi na szersze pytanie, jakie priorytety powinna stawiać sobie lewica. Czy postrzegać je wyłącznie na płaszczyźnie walki światopoglądowej, w tym o świeckie państwo, czy koncentrować się na walce ekonomicznej, czy też jakoś umiejętnie łączyć oba wątki? W każdym razie warto też pamiętać, że w ubiegłym roku to z ust księdza w trakcie mszy w Ewinie padły mocne słowa sprzeciwu wobec dekomunizacyjnej polityki władz. – Dość podziałów! Chrystus umarł za wszystkich. Nie można mówić, że tylko walka Armii Krajowej była słuszna, a Armii Ludowej już nie. Szukajmy tego co nas łączy, a nie tego co dzieli – mówił ks. Grzegorz Kałuża z pobliskiej parafii w Gidlach. Przestrzegł przed fałszowaniem historii, apelował, aby nie burzyć pomników i nie zmieniać nazw ulic. Z pewnością słowa kapłana w tej kwestii będą bardziej przekonujące dla religijnych mieszkańców wsi czy małych miasteczek niż wszelkie argumenty lewicowych publicystów, z którymi i tak nie będą mieli możliwości zapoznania się. Inna sprawa, że więcej księży o tak pojednawczym nastawieniu trzeba by szukać ze świecą.

Zresztą nie tylko z tego powodu przykład Ewiny nie jest oczywiście uniwersalny. Propagowanie lewicowej tożsamości poprzez odwołanie do lokalnych tradycji walk partyzanckich nie wszędzie jest przecież możliwe. Trudno o coś takiego na przykład na północnym Mazowszu, gdzie żywa jest tradycja NSZ czy Narodowej Organizacji Wojskowej. – 3 Brygada AL składała się z mieszkańców tych terenów. To jest nasza pamięć, nasza historia – podkreśla główny organizator obchodów Arkadiusz Ciach, lider SLD w Radomsku. No, ale przecież arsenał lewicowych tradycji w Polsce jest znacznie szerszy niż wątki wojenne czy partyzanckie… Znowu trzeba wykazać się inwencją, nie patrzeć tylko na to, co robi prawica.

Inna sprawa, że zadanie skuteczniej walki o odbicie z rąk PiS-u wiejskiego i małomiasteczkowego elektoratu to nie tylko kwestia odwołań do historii czy metod komunikowania się z wyborcami. To także wyzwanie wypracowania atrakcyjnej dla nich i przekonującej oferty programowej. – Co oni mają powiedzieć tym ludziom tutaj, skoro SLD w Radomsku żyje tylko tematami LGBT i zwierząt w cyrku? Co to obchodzi ludzi na wsi? Dlatego nie ma tu tak naprawdę żadnej agitacji partyjnej – komentował nam anonimowo jeden z lokalnych działaczy Sojuszu.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…