Podczas niedzielnej mszy (14 października) w Watykanie papież Franciszek kanonizował siedmiu błogosławionych. Wśród nich znaleźli się m.in. Paweł VI (pontyfikat w latach 1963-1978) i salwadorski arcybiskup Oscar Arnulfo Romero – duchowny walczący o prawa obywatelskie i wsparcie dla najuboższych, zamordowany przez skrajnie prawicowe bojówki na usługach lokalnej junty wojskowej.
Salwadorczyk spotykał się z ignorancją i brakiem zrozumienia ze strony konserwatywnych hierarchów katolickich, także po jego męczeńskiej śmierci latami zwlekano z kanonizacją. Nową, pośmiertną drogę kapłana ubogich umożliwiło dopiero objęcie tronu Piotrowego przez nieco bardziej progresywnego Jorge Mario Bergoglio. Romero nieprzerwanie stanowi przykład wzorowego kapłana oraz dokładne przeciwieństwo zaściankowych i pazernych księży przedstawionych w „Klerze” Smarzowskiego. Może to właśnie postępowość i niezależność Romero spowodowała, że rodzime, prawicowe media od lat prezentują zakłamany wizerunek świętego i starają się wypaczyć jego obraz?
W dniu kanonizacji na portalu internetowym TVPiS, Romero uchodzący za jedną z ikon lewicy latynoskiej i teologii wyzwolenia, określony został mianem „przyjaciela chadeków”. Ale zanim papież postanowił ogłosić go świętym, obraz Romero na prawicy nie był tak kolorowy. Radykalnie prawicowy publicysta i historyk Sławomir Cenckiewicz w 2015 r. opluł Salwadorczyka na łamach tygodnika „Do Rzeczy”. Apologeta prawicowego autorytaryzmu uznał wtedy, że „przez blisko 35 lat było oczywiste”, że ksiądz z Salwadoru „zginął za społeczno-polityczną ideologię, której służył, nie zaś za sprawę Bożą i wiarę katolicką”.
Według naczelnego propagandzisty prawicy Romero popierał rewolucję komunistyczną i szukał uzasadnień dla stosowania siły przez „lewaków”. Cenckiewicz wypominał nawet, że arcybiskupa żegnało na pogrzebie „postępowe i liberalne duchowieństwo z całego świata, lewica i komuniści”. Zakończył zaś swój wywód następująco: „W każdym razie Oscar Romero służył złej sprawie i niewątpliwie życia za wiarę katolicką nie oddał, nawet jeśli któryś z hierarchów w swojej niemądrej wypowiedzi postara się go przyrównać do świętych Stanisława Biskupa czy Tomasza Becketa, których oddanie wobec Kościoła i obrona wiary katolickiej zaowocowały wieńcem prawdziwego męczeństwa”.
Na temat prawicowych ataków na „służącego złej sprawie” Romero można byłoby napisać pracę doktorską. Ludziom takim jak Cenckiewicz, czy osławiony redaktor Terlikowski z komunizmem i mitycznym „lewactwem” kojarzy się wszystko, co różni się od skrajnej prawicy i katolickiego fundamentalizmu. Ale kim naprawdę był abp. Romero i jak przysłużył się „złej sprawie”?
Legendarny duchowny urodził się w czerwcu 1917 roku w mieście Ciudad Barrios na górzystym południu kraju. Jako młody chłopak wstąpił do zakonu jezuitów, a następnie studiował teologię w San Salvador i Uniwersytet Gregoriańskim w Rzymie. W 1942 roku otrzymał święcenia, a dwa lata później powrócił do ojczyzny. Systematycznie piął się w górę w kościelnej hierarchii, pierwszym jego sukcesem było wejście w skład Konferencji biskupów Salwadoru. Uchodził wówczas za duchownego neutralnego politycznie i na tyle konserwatywnego, aby nie sprawiać problemów przełożonym. Cztery lata później otrzymał sakrę biskupią.
Zanim Romero zaczął działać w opozycji, najbardziej znanym krytykiem reżimu i obrońcą praw człowieka był o. Rutilio Grande. Ksiądz ten bronił chłopów pracujących na plantacjach trzciny cukrowej, za co w marcu w 1977 roku został zamordowany. Uznawany dotychczas za konserwatystę arcybiskup przejął pałeczkę naczelnego opozycjonisty kraju. W najbliższą niedzielę Romero zabronił celebracji mszy w całym kraju, jedynym miejscem, w którym odprawiono mszę, była katedra w San Salvador. Mszę osobiście celebrował arcybiskup.
Dwa lata później Romero pojechał do Watykanu, gdzie spotkał się z Janem Pawłem II. Arcybiskup przedstawił papieżowi dokumenty poświęcone sytuacji praw człowieka w latynoamerykańskim kraju. Według części historyków papież skrytykował postawę Romero i nie obdarzył go zaufaniem. Po audiencji od Romero odwróciła się większość salwadorskich biskupów, którzy w maju tego samego roku wysłali do Rzymu list ze skargą na arcybiskupa. Duchowni zarzucali Romero, że usiłuje on zyskać osobistą popularność i podżega do rewolucji.
24 marca 1980 roku walkę arcybiskupa przerwał zamach na jego życie. Ksiądz został zastrzelony podczas celebrowania mszy świętej. Pogrzeb bohatera walki o demokrację zgromadził ponad milion osób z całego świata. Mordercami kapłana byli najprawdopodobniej członkowie salwadorskiego szwadronu śmierci przeszkoleni w finansowanej przez CIA Szkole Ameryk.
Celem arcybiskupa był Salwador demokratyczny i solidarny, pozbawiony niesprawiedliwości społecznej i ucisku. Czy szeroko rozumiana równość społeczna i wolność nie była celem przyświecającym działalności Jezusa i pierwszych chrześcijan? Pozostaje więc zadać pytanie, kto ma więcej wspólnego z oryginalnym chrystianizmem – arcybiskup Romero, czy skrajna i nierzadko neoliberalna prawica gardząca egalitaryzmem?