W ciągu kilku godzin jedno zdjęcie stało się symbolem “lex Szyszko”. Wiewiórka wtulająca się w pień ściętego drzewa. Na wszelkiego rodzaju grupach i forach wegańskich, wegetariańskich i ekologicznych zawrzało – ale nie w obronie biednej wiewiórki. Pojawiło się wielu “terrorystów prawdy”, mówiących “nie!” tanim wzruszeniom. “Ludzie, to przecież jest martwa wiewiórka, ktoś jej cyknął fotę, wrzuciła niejaka Kasia, opis sporządził niejaki Przemek i cała Polska płacze”; “nie macie pojęcia, o czym piszecie, tacy z was obrońcy przyrody”; “wiewiórka to nie pies, nie przywiązuje się do miejsca, wiewiórki nie mają dziupli tak nisko, spokojnie mogła poszukać innej”; „debile, to zdjęcie z czerwca 2016”. Czy wiewiórka, która obiegła internet to rzeczywiście ofiara ministra Szyszki czy po prostu zbieg okoliczności, łapiąca za serce ilustracja, do której można swobodnie dorobić sens?
Niestety – to drugie. Przyznał to sam autor zdjęcia bijącego rekordy popularności. Za każdym obrazkiem, który obiega świat, stając się symbolem, kryje się jakaś historia – czasem autentyczna, czasem przypudrowana. Tylko nawet jeśli warstwa pudru jest widoczna, czy to zawsze źle?
“Solidarność” legitymowała się postacią kowboja, który 4 czerwca w samo południe przynosi Polakom nowy porządek. Czy na naszej szerokości geograficznej występowali szeryfowie, Indianie, wigwamy i saloony?
A słynne zdjęcie, które “przedstawia matadora Torero Alvaro Munerę”? Widzimy na nim matadora, który siedzi zrezygnowany, zasłania twarz ręką jakby płakał. Obok niego stoi byk – wcielenie niewinności. Patrzy psim wzrokiem. Miała to być ostatnia walka Munery; moment pokuty, kiedy do mężczyzny dotarło, że przez całe swoje życie krzywdził zwierzęta. To nieprawda. Zdjęcie przedstawia zupełnie innego matadora – Francisco Sancheza Varę. I absolutnie nie jest aktem skruchy. Sam Munera faktycznie musiał odejść z corridy – odniósł zbyt ciężkie obrażenia. Później w wywiadach twierdził, że w czasie długiego pobytu w szpitalu wielokrotnie rozmawiał z lekarzami, pielęgniarkami, obrońcami praw zwierząt. I dotarło do niego, że to co robił, nie było do końca w porządku. Prawdopodobieństwo, że dorobił sobie filozofię do swojej i tak już złamanej kariery, wynosi dokładnie 50 procent. A jednak ta historia w różnych wersjach krąży po świecie – i w sumie robi całkiem dobrą robotę.
A zdjęcie 3-letniego chłopca z Syrii? Jego ojciec jechał po nowe zęby, ciało chłopca przenoszono, aby ujęcie było jak najlepsze? Może i tak.
Definicja symbolu mówi, że jest to motyw lub zespół motywów pełniący funkcję znaku odnoszącego się do innej, nieukazanej bezpośrednio sfery rzeczywistości. Igranie z symbolami oczywiście bywa zdradliwe, zwłaszcza w dobie wojny informacyjnej. Zawsze należy spojrzeć na kontekst, wziąć oddech i poszerzyć perspektywę. Bo jednak na poziomie faktów, nadal corrida jest męczeniem zwierząt, setki uchodźców giną na morzu, a ustawa Szyszki realnie umożliwia niszczenie przyrody. I mimo że sam minister zasłania się faktem sadzenia większej ilości drzew w lasach – prawda jest taka, że w gminach nadal wycina się więcej niż sadzi. Argumenty rządu stają się kuriozalne w momencie, gdy Szyszko sam odbiera sobie możliwość weryfikacji ilości wycinek na terenach prywatnych, a potem powołuje się na twarde rzekomo dane, do których wcześniej sam odciął rządowi dostęp. Wiadomo, lepiej by było, gdybyśmy wszyscy zawsze stali w prawdzie i do walki z twardogłowymi nie musieli używać zdjęć zmanipulowanych nawet w ułamku procenta. Ale tak już jest, że ludzi porywa idea, a nie skrzecząca realność.
Czy należy “psuć zabawę” wszystkim wzruszonym, kiedy zna się prawdę? Nie wiem. Pewnie nie ma na to jednej odpowiedzi. Dla mnie osobiście taką granicą jest ordynarna polityka. Krzyczałam, kiedy ludzie, którzy później wysługiwali się terrorystom z Al-Kaidy, nagrywali fałszywe wzruszające “pożegnania” z ginącego Aleppo. Ich celem nie było jednak zwrócenie uwagi na śmierć niewinnych ludzi, a przechylenie szali na rzecz jednej ze stron konfliktu – rebeliantów – tych, którzy sami bez oporu cywili mordują. Czy miałam rację, psując zabawę wszystkim dookoła? Kiedy teraz o tym myślę, nie jestem tego taka pewna. Być może niektórzy ludzie w porywie współczucia wygenerowanym przez ten filmik zrobili coś dobrego – dla kogokolwiek. To wartość.
Nie sądzę, by autor zdjęcia przedstawiającego skuloną wiewiórkę działał na zlecenie politycznych mocodawców czy pozyskiwał na to specjalne środki, a swoją kampanię przygotowywał tygodniami. Niech wiewiórka zostanie symbolem złego prawa, żywa czy martwa, z czerwca czy z marca. Polska naprawdę nie może sobie pozwolić na dalsze lekceważenie przyrody.