Jego ojciec to jeden z najsławniejszych „Wyklętych”. I chociaż Zbigniew Kuraś go nie pamięta, bo w chwili jego śmierci był oseskiem, to twierdzi, że przez całe życie był przez państwo gnębiony za jego grzechy.
Zbigniew Kuraś domaga się od państwa miliona złotych odszkodowania „za krzywdy, które jego ojciec i członkowie jego rodziny doświadczyli ze strony aparatu represji PRL”. Proces rozpocznie się w czwartek 30 listopada w Sądzie Rejonowym w Nowym Sączu. Mecenas Anna Bufnal, pełnomocniczka skarżącego, nie chciała zdradzić mediom, na jakiej podstawie prawnej Zbigniew Kuraś chce oprzeć swój wniosek. Ale zapewniła, że jego roszczenia nie ulegają przedawnieniu. Józef Kuraś „Ogień” zmarł w 1947 roku, kiedy Zbigniew miał zaledwie trzy tygodnie.
Istnieje cała kompletna i potwierdzona lista ofiar oddziałów Kurasia. Oprócz tego, że w walce z partyzantami zginęło ponad 60 funkcjonariuszy UB, ponad 40 milicjantów i 27 funkcjonariuszy NKWD – są także dowody na to, że „Ogień” mordował ludność cywilną na terenie Słowacji, a także Żydów ocalałych z Holokaustu. Syn „Ognia” twierdzi, że państwo „nie dawało mu zapomnieć, czyim jest synem”.
„W szkole podstawowej to już wyraźnie widziałem różnicę między innymi uczniami a mną. W średniej miałem już zupełnie przechlapane. Był taki jeden nauczyciel, który mnie bardzo, bardzo nie lubił, no i miałem z tego przykre konsekwencje, wtórowali mu też inni. Nic nikomu nie zrobiłem, a tak jakoś się to wszystko nie układało. Młody człowiek, to patrzy jak tego oceniają, jak innego oceniają i widzi, że się taka wielka niesprawiedliwość dzieje, a dlaczego…? To sobie sam musiałem pisać listy do Pana Boga ze skargą i tak żyć. Później poszedłem do wojska. Wojsko mi odpowiadało, chociaż jak jechałem to mi mówili „tam cię już wykończą”. Ale ja też zrobiłem jeden numer, o którym nie chcę wspominać i po prostu wyszedłem zadowolony. Potem praca, ale tam też już wiedzieli… W wojsku myślałem że jestem incognito. Zbigniew Kuraś i koniec. Ale spotkałem się z kolegami, jeden z nich był pisarzem sztabowym i mówi: Zbyszek ty tam w papierach coś masz. Udaję głupiego. Ale co? Nie przyszło mi nawet na myśl, że tam może być coś takiego. W wolnej chwili przyszedłem do niego, pokazał mi papiery i faktycznie było: „Zbigniew Kuraś syn bandyty Ognia”. I to szło za mną cały czas, no ale to też trzeba było przeżyć. Potem pracowałem w Czarnym Dunajcu i Rabce jako technik weterynarii i tam też dało się bardzo odczuć, to moje pochodzenie. Bardzo mi w życiu zaszkodziło. Takie mieli dyrektywy, żeby dać mi w kość. To się odbiło na moim zdrowiu, na moim wyglądzie” – poskarżył się dziennikarzowi RMF Fm.
Oczywiście, nikt nie powinien być rozliczany za grzechy przodków i w tym względzie należy przyznać Zbigniewowi Kurasiowi rację. Tylko, że mamy do czynienia z człowiekiem, który nie ukrywa, że postawa jego ojca napawa go dumą: „Ojciec walczył o Polskę, ale u nas nie wszyscy to potrafią uszanować”.