Michał Niemczycki, syn miliardera Zbigniewa Niemczyckiego założył wraz ze wspólnikami „innowacyjną firmę”. Pracowników zatrudnił na samozatrudnieniu, a kiedy interes zaczął kuleć, przestał im płacić. Ludzie są zrozpaczeni – nie tylko przestali zarabiać, ale jeszcze muszą opłacać koszty działalności gospodarczej.

Byli pracownicy przyznają, że nazwisko „Niemczycki” było marką, która skłoniła ich do bliskiego kontaktu bez zabezpieczenia z pracodawcą, czyli zawarcia umowy business-to-business, czyli samozatrudnienia, pozbawiając się tym samym ochrony Kodeksu pracy. – Dobre warunki, świetny zespół, no i właściciel – syn miliardera. Wszystko wyglądało obiecująco. Napisałam maila, dostałam się – wspomina jedna z pracownic. 

Spółka miała zajmować się innowacyjną działalnością. Najpierw uruchomiła program lojalnościowy Freebee – zbieranie punktów za zakupy i usługi, następnie przyszła pora na aplikację MOM, służącą do uzyskiwania zwrotów pieniędzy za zakupy w określonych sieciach.

Kierownictwo z Niemczyckim na czele wierzyło w sukces przedsięwzięcia, zdecydowało się zwiększyć zatrudnienie do 90 osób. Oczywiście, umowa o pracę pozostawała w kręgu marzeń. 
W czerwcu 2018 roku interes zaczął się sypać. – Wynagrodzenia przychodziły spóźnione lub w transzach, szefowie mówili, że to drobne problemy, powtarzali, że produkt ma się świetnie i za chwilę pozyskają kolejnych udziałowców. Przez kilka miesięcy mydlili nam oczy. A my im wierzyliśmy – przyznaje Marta, jedna z osób pozostawionych na lodzie. 

Pracownicy doświadczyli wtedy na własnej skórze, czym jest samozatrudnienie. – We wrześniu, październiku i listopadzie wypłat nie było wcale. Sytuacja niektórych z nas była ciężka, bo wystawialiśmy faktury, od których odprowadzaliśmy ZUS i podatek. Nie dość, że nie dostawaliśmy wynagrodzenia, to trzeba było dopłacać. Właściciele mówili, że już dopinają dużą transakcję z klientem, dzięki której wszystkim wypłacą zaległe pieniądze. Przez te kilka miesięcy dostaliśmy kilkadziesiąt maili z podobnymi bajkami. Teraz wiemy, że to wszystko było kłamstwem – wspomina inna pracownica

Przed Bożym Narodzeniem na zieloną trawkę poszła jedna trzecia pracowników. Platforma MAM została zamknięta. Zwolnieni nie otrzymali jednak pieniędzy. – Spółka jest mi winna ponad 100 tys. zł, złożyłam pozew, ale sąd skierował sprawę do mediacji. W czerwcu od właściciela dostałam wiadomość. Napisał, że żadnej ugody nie będzie, bo spółka nie ma pieniędzy – mówi pracownika, dodając, że łączna kwota zaległości może wynosić nawet 10 mln zł.

Pracownicy nie mogą wnieść pozwu zbiorowego, bo nie są pracownikami, a jednoosobowymi firmami. Nie przysługuje im należność z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, z tego samego powodu. Złożyli pozwy cywilne, ale w takim trybie sprawa może się ślimaczyć latami.

Co na to panicz Niemczycki? W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przekonuje, że sytuacja firmy przyprawia go o „ból serca”, boleje również na tym, że stracił dużo pieniędzy. Nie ma jednak sobie wiele do zarzucenia.  –  Firma przechodzi restrukturyzację, która umożliwi zaproponowanie harmonogramu spłaty zaległych zobowiązań naszym kontrahentom. To trudny dla nas moment, ale mogę zapewnić, że robimy wszystko, by naprawić sytuację. Rozumiem rozgoryczenie i złość części kontrahentów, proszę jednak zrozumieć, że mówimy tu o niepowodzeniu biznesowym, a nie celowym działaniu.

paypal