Ewakuacja wschodniego Aleppo ciągle wisi na włosku, ale jest kontynuowana. Ambulansy i autobusy zabierają cywilów  zarówno ze zniszczonego miasta, jak i z szyickich miejscowości al-Fu’a i Kifraja, które ciągle oblega opozycja.

Płonący autobus, który miał zabrać cywilów z szyickich miejscowości Kifraja i al-Fu’a / fot. Almasdar news

Wczoraj obserwatorzy sytuacji na Bliskim Wschodzie znowu wstrzymali oddech: dżihadyści walczący przeciwko al-Asadowi spalili sześć autobusów, którymi z obleganych przez nich od trzech lat al-Fu’y i Kifrai mieli wyjechać ranni i chorzy mieszkańcy. Za atak na puste pojazdy (w jednym z nich zginął kierowca) odpowiada Dżund al-Aksa, salaficka partyzantka, która najpierw wyłamała się z Frontu Obrony Ludności Lewantu, przez jakiś czas funkcjonowała jako frakcja uznawanej przez Zachód opozycji, by w końcu w październiku tego roku pogodzić się z macierzystą organizacją i znowu działać w jej ramach jako oddział autonomiczny.  Dżihadyści pod wodzą samozwańczego „emira” Abu Bahy al-Asfariego bez cienia zażenowania nie tylko podpalili autobusy z okrzykami „Allahu Akbar” na ustach, ale i opublikowali film ze zdarzenia w internecie.

Na szczęście dla mieszkańców Aleppo, którzy nie chcą zostać na ziemiach kontrolowanych przez rząd syryjski, dramatyczna sytuacja została jako tako załagodzona: kolejna partia dziesięciu autobusów dotarła do oblężonych miejscowości już bez przeszkód i zabrała 600 osób. W tym samym czasie w niedzielę ze wschodniego Aleppo odjechało według różnych źródeł od kilkuset do 3500 cywilów. Ahmad ad-Dabis, kierujący ekipą towarzyszących im lekarzy, powiedział, że odjeżdżający w kierunku zajętego przez opozycję Chan al-Asal ludzie byli w fatalnym stanie, wycieńczeni kilkunastogodzinnym niepewnym oczekiwaniem na ewakuację. Dalszy jej przebieg ma być monitorowany przez obserwatorów ONZ. Organizacja ma wydać w tej sprawie rezolucję, która po kilkugodzinnych negocjacjach została wstępnie zaakceptowana zarówno przez dyplomatów francuskich i amerykańskich, jak i przez Rosję. Niezależnie od rezolucji swoje powiedziała mediom amerykańska ambasador przy ONZ Samantha Power. Przedstawicielka USA poruszonym głosem opowiadała o „wielu, wielu raportach o ludziach wyciąganych z autobusów, którzy następnie zniknęli, albo wcieleni do wojska syryjskiego, albo zaciągnięci do sal tortur, albo po prostu zabici”. Niestety, nie pierwszy raz, porządnych dowodów na tę dramatyczną opowieść brak.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…