Niewiele brakowało, by doszło do tragedii na miarę zdarzeń z Nicei czy Berlina. Tadeusz K., z zawodu kapłan rzymskokatolicki, w sierpniu ubiegłego roku wjechał służbowym autem w liczący ponad 400 osób tłum pątników zmierzających na Jasną Górę. Rannych zostało 15 osób, a ksiądz niebawem stanie przed obliczem sprawiedliwości.
Sprawa jest bardzo tajemnicza, gdyż nie znane są powody, dla których Tadeusz K. postanowił urządzić sobie rajd po uczestnikach pielgrzymki w stylu, jakiego nie powstydziliby się dżihadyści z Państwa Islamskiego. Smaczku całej historii dodaje fakt, że wyczyn duchownego miał miejsce ledwie miesiąc po dramatycznych zdarzeniach w Nicei, gdzie zamachowiec staranował tłum świętujący Dzień Bastylii, zabijając 86 osób. Pod Kłobuckiem nikt nie zginął, rannych zostało 15 pielgrzymów, lecz okoliczności katastrofy wciąż pozostają nieznane.
Ze zeznań oskarżonego i świadków wynika, że ksiądz pełniący funkcję kierownika pochodu przez większość dnia spokojnie eskortował pielgrzymkę za kierownicą swojej dacii duster. Nieszczęście zdarzyło się ok. 12:30, kiedy z niewyjaśnionych powodów auto uderzyło nagle w krawężnik po lewej stronie jezdni, a następnie, przyspieszając wjechał w tył kolumny, taranując pątników. Widok był przerażający – ludzie leżeli na jezdni z otwartymi złamaniami i poważnym obrażeniami. Dziewięć osób zostało przewiezionych do szpitala. Kierowca po przybyciu policji został przebadany alkomatem. Był trzeźwy. Dalsze badania nie wykazały również obecności narkotyków w jego krwi. Kapłan tłumaczył, że po prostu był zmęczony. Pozostaje jednak pytanie – dlaczego nie zastosował się do wyraźnego sygnału wydanego przez osobę kierującą ruchem? Dlaczego przycisnął pedał gazu po uderzeniu w krawężnik?
Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Częstochowie. Duchowny usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, która zagroziła życiu i zdrowiu wielu osób. Może spędzić za kratkami od 3 miesięcy do 5 lat. Ksiądz przyznał się do winy. O wymiarze kary zadecyduje Sąd Rejonowy w Częstochowie.