Świat zelektryzowała wieść, że oto „z Playboya zniknąć mają gołe cycki”. Aktualny wydawca ogłosił wielką zmianę programową pisma: atrakcyjne modelki nadal będą prezentować swoje wdzięki na okładce i rozkładówkach, jednak wdzięki te mają być już nieco bardziej osłonięte. Zmianę linii zaakceptował ponoć nestor rodu Playboyowych króliczków, 89-letni Hugh Hefner.
Redakcja nie ukrywa, że zmianę linii niejako wymusił na niej internet i nieograniczony dostęp do treści pornograficznych, który sprawia, że to, co pozyskiwał „Playboy” przestało już wyznaczać erotyczne kanony kobiecego piękna. Natychmiast odezwały się feministyczne głosy, krytykujące pismo za fakt, iż zmian nie wprowadza powodowane troską o podwyższanie standardów, nie deklaruje, że „kończy z seksizmem”, lecz postanawia skupiać się na ambitniejszych treściach, ponieważ na te mniej ambitne skończył się popyt.
„»Playboy« dobitnie pokazał, że to nie piękno bogini, ale jałówki, która jeśli nie ma swojego kupca, to traci swoją wartość. Amerykański wydawca dał jasny komunikat – seksizm? Pewnie, ale tylko wtedy, gdy się opłaca” – pisze Agata Komosa na portalu NaTemat. Otóż nie jestem przekonana, czy logiki tego wywodu nie da się jednak odwrócić. Z feministycznego punktu widzenia bowiem element epatowania „jałówką” nadal pozostanie w piśmie obecny. Zostanie ona po prostu nieco inaczej przystrojona i podana.
Osobiście mam problem z nagością kobiet reklamujących krakowską podsuszaną, doładowanie do telefonu za 5 zł, czy blachodachówkę. Nie mam natomiast problemu z mediami otwarcie promującymi erotyzm. „Playboy” nie jest wydawcą kalendarzy ściennych za 2,70 zł ani pism, którym można postawić zarzut żerowania na trudnej sytuacji pornomodelek, które w imię lepszego życia dadzą się nagrać czy obfotografować w trakcie aktu seksualniego, niejednokrotnie w konwencji rzeczywiście poniżającej kobietę. Jeśli pojęcie o erotyzmie, wyzwoleniu i pięknie nagości ma kształtować jakieś medium, to wolę, aby był to „Playboy” ze swoimi aktami, niż np. „Cats”.
Nawet Nonsensopedia nazywa „Playboya” „grzeczną gazetką, w której jest więcej samochodów, techniki i humoru niż zdjęć miłych pań”. Pamiętajmy, że w „Playboyu” publikowali Vladimir Nabokov czy Kurt Vonegut. Na jego łamach udzielili wywiadów Fidel Castro, Martin Luther King i John Lennon. „Miłą panią” z okładki pierwszego numeru była Marilyn Monroe. Nie traktowałabym zatem magazynu Hefnera jako absolutnego zła w dobie naprawdę straszliwych praktyk, o których słychać w branży porno. A dobra publicystyka była akurat zawsze mocną stroną gazety, czego nie można powiedzieć o wielu pismach dedykowanych kobietom. Propozycja stworzenia „Playgirl” nie przyjęła się na rynku. W sumie trochę szkoda.