Antoni Macierewicz rzucił był kolejny greps z serii „Przypadek? Nie sądzę”. Powiedział, że „Polska nie przez przypadek została wybrana do roli organizatora i współgospodarza szczytu NATO”. To święta prawda! Zgłosiliśmy się sami, bo chętnych na ten cyrk było jak na lekarstwo, a dla Amerykanów podpuścić Polskę to dziecięca igraszka.
Wystarczyło zasugerować w odpowiednim momencie, że Radek Sikorski być może zostanie sekretarzem generalnym NATO. I w związku z tym fajnie by było, żeby następny szczyt był w Warszawie. Że Radzio na fuchę się nie załapał, to wiemy. Ale Komorowski, jak przystało na rasowego frajera, szczyt już zdążył wziąć na siebie – po to, żeby „mocno pokazać rolę Polski w NATO, aby pokazać także, że Europa Wschodnia, która wydawała się przez wiele lat bezpieczną od wszelkich zagrożeń, znowu powinna się znaleźć w centrum uwagi sojuszu”. Wszyscy pozostali odetchnęli z ulgą. Bo nikomu w kosztowną (160 mln zł) i w dodatku średnio bezpieczną imprezę bawić się nie chciało. Nie pierwszy raz zresztą szukano przymusowych ochotników. Np. w 2013 roku z powodu nieznalezienia jelenia na czas, na wszelki wypadek szefostwo paktu zaczęło szykować szczyt w Kwaterze Głównej Sojuszu. W ostatniej chwili wrobiono Wielką Brytanię, która uznała, że będzie jej to nawet na rękę na 2 tygodnie przed referendum niepodległościowym Szkocji.
Nie dość, że zaszczyt wątpliwy, to i organizacja do dupy. Po co wynajmować 55-tysięczny obiekt, jakim jest Stadion Narodowy, na spęd, w którym wezmą udział co najwyżej 4 tysiące ludzi, wliczając w to dziennikarzy? 160 mln zł, które państwo wyłożyło na szczyt, daje koszt 40 tys. za dobę od łebka.
A żeby było jeszcze głupiej, Sejm skonstruował na tę okazję całą wielką ustawę o szczycie. Ustawę, w której jest między innymi zapis o tym, że państwo, zamawiając jakieś usługi – autobusy, catering itp. – samo ogłoszenie oraz informację o tym, kto będzie zamówienie realizował, zobowiązuje się wyświetlić na stronach BIP. Ewentualni zamachowcy mają podany wgląd, w szczegóły obsługi imprezy wprost na widelcu. Do tego wojsko ogłosiło, że potrzebuje samochodów dostawczych i autobusów. Drogą przetargu poszukiwano 739 kierowców oraz 63 koordynatorów ruchu. Oczywiście, kluczowym kryterium przetargu było… co? Zgadza się moi drodzy – cena. I dalej w sumie nie wiadomo, do kogo mieć pretensję, kiedy okaże się, że któryś samochodzik został naszpikowany masą fajerwerkową, a firma cateringowa przypadkiem dodała cyjanku do steka. Ale najważniejsze to nie przestawać gadać o bezpieczeństwie.