Szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) podważa wiarygodność nagrań wideo, które pokazywały, jak członkowie antyimigranckiej demonstracji w Chemnitz atakowali osoby wyglądające na obcokrajowców. Część opinii publicznej jest oburzona, zarzuca mu minimalizowanie problemu skrajnie prawicowego ekstremizmu i sympatyzowanie z AfD.
Hans-Georg Maaßen, kierujący niemiecka bezpieką, udzielił wywiadu tabloidowi Bild, w którym padły kontrowersyjne słowa. Wielu polityków i komentatorów zinterpretowało je jako próbę wybielania neonazistowskich środowisk, które w sierpniu doprowadziły do rozruchów w saksońskim mieście Chemnitz. Po zamieszkach i starciach z policją, wieść o których obiegła cały świat, pojawiły się materiały wideo ukazujące sympatyków skrajnej prawicy wykonujących na demonstracji w Chemnitz nazistowskie pozdrowienie i atakujących przypadkowych mieszkańców, którzy wyglądali “niearyjsko”. Przebieg wydarzeń porównywano do pogromu. Sceny te wywołały masowe oburzenie i obawy przed powrotem nazizmu w Niemczech.
Tymczasem Maaßen bagatelizuje wspomnianą sytuację. Jego zdaniem nie ma dowodów, że do niej faktycznie doszło. – Sceptycznie odnoszę się do doniesień mediów o prawicowych ekstremistach ścigających obcokrajowców – powiedział Bildowi. Nie wierzy w autentyczność nagrań. Sugerował wręcz, że była to prowokacja, a niemiecka opinia publiczna uległa “planowej dezinformacji”.
Niemieccy politycy sytuujący się na lewo od twardej prawicy zareagowali oburzeniem na sugestie Maaßena, również sama kanclerz Merkel. – Mamy materiały wideo pokazujące, że dochodziło do celowych napaści, do zamieszek, była nienawiść na ulicach i nie ma na to pozwolenia w państwie prawa. – mówiła szefowa rządu. Również jej rzecznik Steffen Seibert potępił skrajną prawicę z Chemnitz za “ściganie obcokrajowców”. Angela Merkel wyraziła zdumienie, że swoje “rewelacje” szef bezpieki ujawnia w wypowiedzi dla tabloidu, nie pozwalając wcześniej niemieckiemu rządowi na zapoznanie się ze swoją ocena sytuacji.
Wiceprzewodniczący Bundestagu Thomas Oppermann z SPD przyznał się, że nie ma “żadnego zrozumienia” dla słów Maaßena. Ostro skrytykował go również przewodniczący Zielonych Anton Hofreiter. W wypowiedzi dla prasy oświadczył, że szef BfV ma bezwzględny obowiązek udowodnić swoje podejrzenia. Uznał, że słowa Maaßena to “policzek wymierzony ofiarom ataków”.
Dyrektora BfV bronią prawicowi politycy. Alexander Dobrindt z CSU ocenił, że Maaßen po prostu wykonuje swoje obowiązki i należy mu się kredyt zaufania. Za niewłaściwe uznał to, żeby “krytykować go, a jednocześnie ot tak sobie wierzyć nagraniom z internetu”.
Osoba szefa BfV tak dzieli opinię publiczną, bo sprawa ma konkretny kontekst polityczny. Został on zaakcentowany przez Katję Kipping z Die Linke, która oceniła, że Maaßen z “obrońcy konstytucji” stał się “obrońcą AfD”. Faktycznie już wcześniej był on posądzany o sympatie wobec skrajnej prawicy. Kilka dni przed jego wywiadem dla Bilda, prasa ujawniła, że Maaßen kilkukrotnie spotykał się z wiodącymi politykami Alternative für Deutschland. Miał ich podobno informować, jak najlepiej unikać obserwacji ze strony służby na czele której stoi od sześciu lat. On sam broni się, mówiąc, że spotykał się z przedstawicielami różnych partii.
Choć oficjalnie są całkowicie apolityczni, Maaßen i cała BfV kojarzeni są jako siła jednoznacznie prawicowa, opowiadająca się za określoną wizją państwa niemieckiego. Obecny szef znany jest np. z tego, że chętnie przekazywał dane pochodzące ze szpiegowania niemieckich obywateli amerykańskiej służbie NSA. Kwestionował również wiarygodność Edwarda Snowdena, sugerując, że działa na polecenie rosyjskiego wywiadu.
W 2003 r. ujawniono personalne związki BfV ze skrajnie prawicową partią NPD. W następnych latach służba odpowiadająca za bezpieczeństwo wewnętrzne oskarżana była o zaniedbania w rozpracowywaniu siatki neonazistowskich terrorystów, odpowiedzialnych za morderstwa na imigrantach.