Największą zagadką powyborczych dni okazuje się pytanie: czy Beata Szydło będzie premierem? Pytanie dodatkowe: czy jest sposób na to, żeby Jarosław Kaczyński wycofał się z tej obietnicy z twarzą?
Jednak sprzeczne sygnały w tej sprawie zaczęły płynąć ze strony prezesa bardzo szybko. Już w lipcu Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Cezarego Gmyza wyrażał się o Beacie Szydło z typowym dla siebie protekcjonalizmem. Potencjalna premier „szybko się uczy”, toteż „poczyniła gigantyczne postępy” i dzięki temu „przejęła rolę, którą przed tragiczną śmiercią odgrywała śp. Grażyna Gęsicka” (której wszak nikt nie proponował zostania szefem rządu), ale nie należy też zapominać, że to Joachim Brudziński miał „olbrzymi wkład w kampanię prezydencką”, albowiem „cała strona organizacyjna, to że wszystko chodziło jak w zegarku, jest jego zasługą” i „wkład Joachima Brudzińskiego w zwycięstwo jest nie mniejszy niż Beaty Szydło, choć jego nazwisko rzadko pada w tym kontekście”. Ten rodzaj „umniejszania”, stosowany przez Prezesa wobec wszystkich wykreowanych przez niego polityków, którzy wypadli z jego łask – był jasnym sygnałem, iż Beata Szydło nie może być pewna swojej przyszłości. Na to nakładały się jej bliskie relacje z prezydentem – Andrzej Duda jest pierwszym politykiem PiS, którego prezes „stworzył”, ale nie może odwołać, co wywoływało naturalne pytanie o lojalność: w razie nadmiernego usamodzielnienia się prezydenta wobec prezesa, po czyjej stronie stanie szefowa jego kampanii?
Marne przewidywania co do dalszych losów kariery Beaty Szydło zdawało się potwierdzać jej zachowanie: często nieobecna, pozbawiona energii i jakby przygaszona wyraźnie ustąpiła miejsca Jarosławowi Kaczyńskiemu, który w paru ostatnich tygodniach wyraźnie przejął w tej kampanii rolę przewodnią.
Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Sukces wyborczy PiS, który – po raz pierwszy w historii III RP – pozwoli tej partii na samodzielne rządy, opromienił potencjalną „premier Beatę Szydło” blaskiem zwycięzcy. Wprawdzie w PiS nie brak polityków głoszących, że tylko Prezes może stanąć na czele rządu, który zmieni Polskę – ich liderem jest Jacek Kurski – ale komentatorzy dość zgodnie zauważają, że trudno sobie wyobrazić sytuację, w której Jarosław Kaczyński mógłby wyjść z twarzą z niedotrzymania obietnicy.
Jednak dzisiejsza poranna rozmowa Joachima Brudzińskiego w TVN24 zdaje się wskazywać pewien trop. Zapytany, czy „jest wyklucza zamianę Szydło na Kaczyńskiego”, poseł odparł: „Dzisiaj, na tym etapie, wykluczam”. Ale zaraz dodał: „Jutro, pojutrze sytuacja może być bardzo dynamiczna, różne decyzje może podejmować sama zainteresowana po konsultacji z prezesem Kaczyńskim”.
Pytanie brzmi zatem: czy Beata Szydło da się przekonać do podjęcia decyzji o tym, że nie czuje się na siłach objąć stanowisko premiera i woli być, na przykład, marszałkiem Sejmu? Czy też, świadoma poparcia prezydenta, nie da się zastraszyć? Dowiemy się tego w najbliższych dniach.