Turecki oddział Amnesty International (AI) od ubiegłorocznej próby puczu informował o łamaniu praw człowieka i represjach autorytarnego reżimu prezydenta Erdoğana. Efekt był do przewidzenia. Szef oddziału AI w Izmirze Taner Kilic został zatrzymany przez policję, która weszła do jego domu w Izmirze.
Przeszukano dom i biuro Kilica, a on został zatrzymany wraz 22 prawnikami organizacji. Oczywiście w ramach śledztwa prokuratury wymierzonego w zwolenników Fethullaha Gülena. Postać tego, mieszkającego w USA islamskiego kaznodziei stanowi pretekst do czystek w administracji, nauce, mediach, wojsku, bankach, firmach prywatnych i wśród nauczycieli. Po prostu, jeśli ktoś jest dla władzy niewygodny, automatycznie staje się dla niej zwolennikiem Gülena. Do tej pory aresztowano ok. 50 tys. „zwolenników” Gülena, około 150 tys. osób zwolniono z pracy.
Tym razem – jak napisała gazeta „Hurriyet” – zatrzymanym zarzucono, iż korzystają z popularnego wśród zwolenników Gülena komunikatora internetowego.
Władze tureckie odżegnują się od tego, że te represje są odpowiedzią na to, ze Amnesty w zeszłym miesiącu oskarżyła rząd w Ankarze o naruszanie wolności słowa i wolności zgromadzeń oraz łamanie prawa do niedyskryminacji pod pretekstem ubiegłorocznej próby zamachu stanu.
– Fakt, iż turecka kampania czystek po puczu wciągnęła teraz w swój wir także jednego z aktywistów Amnesty International w Turcji, jeszcze raz dobitnie pokazuje, jak daleko kampania ta zaszła i jak arbitralna się stała – oświadczył sekretarz generalny AI Salil Shetty.
– Kilic od lat broni dokładnie tych swobód, które teraz depczą tureckie władze – dodał szef Amnesty.
Wezwał też władze Turcji do natychmiastowego zwolnienia zatrzymanych „z powodu braku wiarygodnych i dopuszczalnych przed sądem dowodów na to, że są zamieszani w uznane przez społeczność międzynarodową przestępstwa”.