Każda obywatelka Polski i każdy obywatel, który widzi w kobietach po prostu ludzi, regularnie przeżywa w naszym kraju chwile irytacji, gdy po raz kolejny słyszy od jakiegoś „autorytetu”, że miejsce kobiet jest w domu, przy dzieciach i sprzątaniu, a sprawy publiczne i nawet zwykła praca zawodowa z natury zarezerwowane są dla facetów. Niektórzy i niektóre z nas tak przyzwyczaili się do prymitywnego seksizmu, że spotykając się z takimi wynurzeniami na katechezie, lekcji wychowania do życia w rodzinie czy w szkolnych podręcznikach reagowali tylko wzruszeniem ramion. Tak już jest, myśleliśmy, że Kościół stara się wepchnąć swoje, a klimat polityczny mu sprzyja. Na szczęście uczniowie czerpią wiedzę nie tylko z książek, a młodzi ludzie szybko przekonują się, że nie jest tak prosto z tą „tradycyjną rodziną”. Choćby dlatego, że w ekonomicznych realiach polskiego społeczeństwa doprawdy mało kogo stać na to, by zgodnie z katolicką nauką płodzić jak najwięcej potomków, a równocześnie rezygnować z dochodu jednego z rodziców. I nawet 500+ tego problemu nie załatwia.
Ale orędownicy jedynej słusznej roli kobiety nie śpią. Na próbnej maturze z WOS-u licealiści mieli ocenić, czy mężczyzna opiekujący się niemowlakiem to reprezentant tej właściwej, tradycyjnej rodziny. Prawidłowa odpowiedź brzmiała oczywiście tak, jak napisaliby biskupi: nie, w tradycyjnej rodzinie dziećmi zajmuje się kobieta. Dziś zaś media obiegły cytaty z zatrudnionej przez minister Zalewską autorką podstawy programowej wychowania do życia w rodzinie. Urszula Dudziak naucza, że „płodność to nie choroba, żeby z nią walczyć”, „następstwem antykoncepcji są zdrady i rozwody”, a raka piersi dostaje się od prezerwatyw i stosunków przerywanych. Domaga się, by monitorować życie prywatne nauczycieli przedmiotu. Tropieniem związków na kocią łapę i rozwodników mieliby obowiązkowo zajmować się dyrektorzy, ale warto zachęcać także rodziców i kolegów uczniów. „Ekspertka” nie wspomniała tylko o nagrodach za wskazanie niemoralnych nauczycieli, ale pewnie i to by się znalazło – błogosławieństwo odpowiedniego biskupa co najmniej.
Pewnie i teraz wielu z nas, dalekich od katolickiego zacietrzewienia, pomyśli: nie ma się czym martwić, pomysł masowego szpiegowania i donoszenia na nauczycieli jest niewykonalny, a trzeźwe myślenie wygra z wtłaczanym do głów kalendarzykiem małżeńskim i kultem zygoty. Może i tak. Ale w którą stronę wiatr wieje, widzi każdy, jest wiele łatwiejszych opcji, by wpisać się w panującą tendencję, czy to ulegając coraz brutalniejszej propagandzie, czy ze zwykłego konformizmu. Było pytanie na maturze próbnej za marny punkcik, to może być ich więcej na maturze prawdziwej, w takiej formie, że od wstrzelenia się w klucz będzie zależeć naprawdę dużo. Podręcznik autorstwa wojowniczki z antykoncepcją już nadchodzi. Za chwilę wróci, częściowo osłabły w ostatnich latach, ostracyzm wobec uczennic w ciąży, niezależnie od tego, dlaczego w nią zaszły. Bo że zachodzić będą, kiedy pozbawi się je dostępu do rzetelnej wiedzy o własnym ciele, to pewne – dość mamy przykładów z zagranicy, w tym z uwielbianej przez PiS Wielkiej Brytanii. Tyle, że fanatycy są na przykłady głusi. To my, ludzie o lewicowych poglądach, ludzie po prostu przyzwoici wobec kobiet, musimy o nich przypominać, przeciwstawiać się, #CzarnyProtest pokazał, że potrafimy to robić. Przeciwstawiajmy się, dopóki wizje szkolnego koszmaru to ciągle tylko prawdopodobne prognozy. Życie, zdrowie, szczęście żadnej kobiety nie są warte, by je poświęcić w imię spełniania marzeń fanatyków.