W marcu 2018, kiedy obrońcy praw zwierząt usiłowali oficjalnie przeforsować referendum pod szyldem „Gajowy zamiast myśliwego”, niemal cała Rada Kantonu Zurych była przeciwna, łącznie z przedstawicielami Zielonych. Aktywiści poszli więc drogą inicjatywy obywatelskiej. Za miesiąc mieszkańcy regionu zagłosują, czy chcą myśliwych w swoich lasach.

Szwajcaria to kraj z długą tradycją referendów i demokracji bezpośredniej. W kantonie Zurych potrzeba zebrać 9 tysięcy podpisów, aby lokalne władze musiały rozpisać głosowanie. Partia Zwierząt (licząca niewiele ponad tysiąc członków ogółem) zebrała 10 tysięcy. Inicjatywa na rzecz dobrostanu leśnych zwierząt zostanie poddana pod głosowanie 23 września.

Jeżeli mieszkańcy kantonu wypowiedzą się za wypchnięciem myśliwych z lasów, będzie to oznaczało przekazanie kompetencji łowczych z hobbystów i straży leśnej na profesjonalnie wyszkolonych leśników opłacanych przez państwo, którzy postawią na naturalną regulację ekosystemu, z ingerencją człowieka ograniczoną do minimum.

Ekolodzy z regionu alarmują, że szwajcarscy myśliwi strzelają bez opamiętania, aby zdobyć trofea. Zabijają dorodne okazy zwierząt, również poza okresami ochronnymi: lisów, dzików, jeleni. Wskazują na konieczność ustanowienia nowych przepisów dla kantonu, a może docelowo nawet dla całego kraju – obowiązujące obecnie prawo łowieckie niedługo skończą 100 lat.

W ostatnim czasie przetrzebione lasy w okolicy Zurychu stały się poligonem: ekolodzy niszczą ambony i blokują polowania, a myśliwi szarpią się z turystami i wyganiają ich z lasów, grożąc bronią.
Zebrane podpisy to ogromny sukces malutkiej grupy idealistów, która w marcu przegrała w starciu z systemem. Kiedy próbowano oficjalnie przegłosować propozycję referendum w Radzie Kantonu pod koniec marca 2018, przedstawiciele wszystkich partii, łącznie z Zielonymi, poparły łowczych, którzy utrzymują, że standardy narzucone myśliwym są wystarczające, a liczba zwierząt w lasach musi być sztucznie regulowana, ponieważ brakuje w nich drapieżników, które wytrzebiałyby roślinożerców. Ekolodzy uważają, że jest wprost przeciwnie.

Mimo to pomysł referendum upadł wiosną 165 głowami (100 procent) radnych. Uznali oni, że pozostawienie sprawy naturze będzie kosztowało ich 20-30 mln franków rocznie na odszkodowania dla rolników, którym zwierzęta zaczną wchodzić w szkodę i dla kierowców, gdyż ilość kolizji z udziałem zwierząt na pewno się zwiększy.

Podczas ponownej prezentacji projektu, tym razem jako obywatelskiej inicjatywy na posiedzeniu rady w czwartek 9 sierpnia, Zieloni zaczęli się wahać. Radny kantonu Robert Brunner zwrócił uwagę, że przeforsowane zmiany pomogłyby odbudować populacje rysi, dostrzegł jednak konieczność obarczenia rolników koniecznością grodzenia swoich posesji, co dodatkowo rozczłonkuje siedliska dzikich zwierząt. Stwierdził też, że sztuczny odstrzał dzików należałoby mimo wszystko zachować w dotychczasowych proporcjach. Reforma wymagałaby zatrudnienia około 80-90 łowczych opłacanych przez państwo.

Benedikt Gschwind z Partii Socjaldemokratycznej nadal miał mnóstwo zastrzeżeń, przyznał jednak, że zmiany w przestarzałym prawie łowieckim są konieczne. Sprawa pozostaje otwarta. Jeśli we wrześniowym głosowaniu Szwajcarzy poprą zakaz polowań, będzie to precedens dla całego międzynarodowego ekoświatka.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Ciekaw jestem czy za 10 lat nie będą tego odkręcali bo zwierzyna płowa będzie powodowała połowę wypadków drogowych…
    A może i nie? wszak to też jakaś metoda regulacji pogłowia…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…