Kiedy dowiedziałem się, że w Zamościu usunięto tablicę pamiątkową z domu, w którym przyszła na świat Róża Luksemburg, najpierw poczułem oburzenie i złość, ale później – wpatrując się w zdjęcie wyrwy w murze, gdzie do tej pory widniał wizerunek rewolucjonistki – zrozumiałem: ta dziura jest miarą naszego oportunizmu. Jeżeli tablica nie wróci na swoje miejsce, mam dla na wszystkich następującą propozycję: potraktujmy tę dziurę jako miejsce naszych pielgrzymek.
Jeżeli polskiej lewicy brzydkie słowo na K nie przechodzi przez gardło, ponieważ zinternalizowała paranoiczny prawicowy antykomunizm, nie jest godna bronić Róży. Taka polityka pamięci urąga zmarłej. Ale polskiej lewicy to nie przeszkadza. Dla własnych zachowawczych celów wyrywa z kontekstu wypowiedzi Luksemburg i fakty z jej biografii, podpierając nimi takie działania, które rewolucjonistka z pewnością by zwalczała. Swoje ostrze polemiczne kierowała bowiem przede wszystkim przeciwko oportunizmowi lewicy – kunktatorskiemu rewizjonizmowi, których chciał reformować kapitalizm, zdradzaniu mas przez liderów partyjnych czy kapitulacji wobec militarystycznego nacjonalizmu. To dlatego jej myśl pozostaje absorbująca i aktualna, nawet jeśli nie podzielamy jej radykalizmu. Każdy przyzwoity umiarkowany socjaldemokrata czy demokratyczna socjalistka potrzebuje uczciwej komunistki, który w decydujących momentach może odegrać rolę zewnętrznego sumienia.
Tymczasem środowiska lewicowe nie potrafią, a nawet nie próbują obronić Luksemburg jako komunistki, do czego wcale nie potrzeba przecież tego, by same były komunistyczne. Kapitulancka postawa wobec dekomunizacji skutkuje tym, że broni się tylko tych, którzy z jakichś względów mogą przypodobać się prawicy: Marks i Engels, bo bronili niepodległości Polski, a socjaliści, o ile walczyli z caratem. Luksemburg przywoływana jest w obronie burżuazyjnej liberalnej demokracji, która dla niej była jedynie fasadowym ustrojem, uprawomocniającym porządek klasowy i akumulację kapitału opartą na wyzysku pracowników. Obrona demokracji, pluralizmu czy wolności opinii, jakiej podjęła się Luksemburg wobec przywódców rewolucji październikowej dotyczyła demokracji w sytuacji rewolucyjnej – rady robotnicze i żołnierskie miały zastąpić przedstawicielski parlament, a burżuazyjna prasa miała zostać przejęta przez partię proletariatu.
Skoro polska lewica nie potrafi się zdobyć na obronę takich poglądów, to ma takie tablice pamiątkowe, na jakie zasługuje. Przynajmniej Partia Razem zyskała w Zamościu nowe miejsce, pod którym może do spółki z Komitetem Obrony Demokracji palić świeczki w obronie „wolnych sądów”. Barbara Nowacka podczas wizyty w lubelskim ma wreszcie gdzie zaprosić przedsiębiorczynie z Kongresu Kobiet, by opowiedzieć o wyemancypowanej Polce, która szturmem podbiła Berlin. Robert Biedroń w drodze do Pałacu Prezydenckiego ma wymarzony przystanek do konferencji o słynnej ateistce. Pod tablicą lewicowego oportunizmu Zieloni mogą przypomnieć o prozwierzęcej wrażliwości Róży, ruchy miejskie zwrócić uwagę, że jako osoba utykająca musiała się borykać z wysokimi krawężnikami w polskich miastach, a Sojusz Lewicy Demokratycznej spekulować, że gdyby Róża żyła dziś, to jako internacjonalistka mogłaby zostać sekretarą generalną NATO.
Wreszcie, lewica akademicka może zjechać do Zamościa na seminarium o polskiej ekonomistce, która w zagranicznych punktowanych czasopismach naukowych ma więcej cytowań od samego Leszka Balcerowicza. Nie ma takiej głupoty, której nie zrobimy, żeby tylko nie wywołać widma komunizmu. Może któregoś dnia ta dziura przemówi nam do rozumu.