Oniemiałam na moment po przeczytaniu wpisu na blogu „Escort Girl” – „Na co idzie alfonsowe”. Wynika z niego, że pracownica seksualna pod niebiosa sławić powinna pośrednikow, ci bowiem, nie dość że zapewniają czyste prześcieradła, płacą za czynsz i fryzjera, to jeszcze traktowani są przez państwo jak kryminaliści. Tymczasem to grupa uciskanych drobnych przedsiębiorców, co dają dziewczynom (najczęściej dziewczynom) miejsca pracy. Zwłaszcza tym, którym brak smykałki do interesów, które z rady „zausz firmę” nie skorzystają, bo nie mają kasy na start ani głowy do ogarnięcia swojej działalności. Mam z tym tekstem niejaki problem. Świetnie, że istnieją agencje, które zapewniają dobre warunki. Jednak tekst śmierdzi ideologizacją seksualnego pośrednictwa. Oto alfons – człowiek pracy; prekariusz wyklęty, co ciężko tyra w służbie interesu, który opiera się de facto na utowarowieniu seksualności kobiet. Ale za bycie dobrym panem należą mu się kwiaty, bo przecież „sexworking to praca jak każda inna”.
Takie głosy słychać coraz częściej na lewicy, która nie wiedzieć czemu właściwie wspiera komercjalizację ciała, walcząc zaciekle z komercjalizacją innych sfer życia i nie widzi w tym pewnego dysonansu poznawczego. To pułapka, wyłożony liśćmi palmowymi dół głęboki na 30 metrów. Gdy w niego wpadniemy, będziemy powtarzać frazesy o „emancypacji przez prostytucję”. Emancypacja ta dotyczy promila kobiet. Niestety. Najczęściej kobiet w dobrej sytuacji finansowej lub na tyle zaradnych społecznie, by ze swojej profesji czerpać satysfakcję i dyktować warunki. 90 procent jednak (poza Warszawą czy Wrocławiem też istnieje życie!) łączy się z wyzyskiem i uprzedmiotowieniem seksualności kobiet. Z brakiem wyboru, nie zaś wyborem świadomym. Nie wynika z ciekawości ani autentycznej radości seksu, najczęściej wynika z przymusu ekonomicznego, braku perspektyw, który jest skrzętnie przez pośredników wykorzystywany – i łączy się z trwałym wykluczeniem z innych rynków pracy, upośledzeniem społecznym uniemożliwiającym realizowanie się w związku, rodzinie; również z uzależnieniami.
Pułapka twierdzenia „zawód jak każdy inny” zasadza się też na tym, że odmawiamy sferze seksualnej jej intymnego charakteru, indywidualnych różnic we wrażliwości. Uzależniamy jedynie od cennika, gdzie w dodatku osoba świadcząca usługę niewiele ma do powiedzenia.
Kolejna pułapka: zakładamy, iż oddająca się pod opiekę alfonsa pracownica świadoma jest wszystkich możliwych negatywnych konsekwencji społecznych swej profesji. Albo powtarzamy, że „przecież gdyby na tym nie zarabiała i nie czerpała z tego satysfakcji, mogłaby zrezygnować”. To nie tak. Wyzyskiwacze z hipermarketów, każący pracownicom tkwić na kasach po kilkanaście godzin w pieluchach, również twierdzą, że nikt pokrzywdzonych kasjerek do pracy nie zmusza. Też „same chciały”, też świadomie podpisały umowę. Znały zasady, znały wysokość stawek. Wiedziały, że na kasie siedzi się długo a palety z towarem są ciężkie. A szefowie? Dają legalne zatrudnienie, (formalnie) nie są handlarzami niewolników. Czemu więc państwo ich sekuje, zamiast ulżyć?
Całkowicie popieram wolność w stanowieniu o sobie tych wszystkich osób, które świadomie i samodzielnie decydują się na takie zarobkowanie. Chcę tylko mieć pewność, że żyję w świecie, gdzie te osoby nie tkwią w układzie wyzysku i przemocy, same stawiają granice. Tak dla sexworkerek, nie dla prostytutek. Nie dla sextraffickingu.
Przypuszczam, że na jakimś etapie państwo, jeśli chce rzeczywiście skutecznie walczyć z seksualnym wyzyskiem, powinno w jakimś zakresie ten rynek uregulować przez odcięcie jego patologicznego pnia. Dać pracownicom i pracownikom seksualnym dostęp do regularnych badań, wsparcie psychologiczne, możliwość porzucenia pracy w każdym momencie bądź odmowy określonych usług. Uznać ten zawód za specyficzny, nie stygmatyzować z pozycji wyższości moralnej prywatnych inicjatyw pracowników seksualnych, ale zwiększyć ich uprawnienia kosztem alfonsów i wszelkiej maści stręczycieli. Osoby będące w układach wyzysku z tych układów wyciągać. Przede wszystkim jednak postawić na edukację, która umożliwi świadome decydowanie o własnym ciele i omijanie raf w postaci prymitywnych handlarzy, obiecujących złote góry.