Regularnie spadające w ostatnim czasie notowania CDU/CSU obudziły w Niemczech nadzieje na rządy lewicowej koalicji po jesiennych wyborcach. Kuć żelazo póki gorące stara się Die Linke, które zaproponowało własny zestaw prospołecznych reform. Obejmuje on m. in.: wzrost minimalnej stawki godzinowej i gwarantowanego minimum wsparcia finansowego, a także nowy podatek od nieruchomości dla najbogatszych.
„W nadchodzących wyborach nic nie jest przesądzone, dlatego tym bardziej powinniśmy otwarcie mówić o wspólnych alternatywach dla rządów CDU” – powiedziała dziennikarzom Susanne Hennig-Wellsow, współprzewodnicząca Die Linke. „Tak, zmiana jest możliwa, a my jesteśmy gotowi walczyć o sprawiedliwość społeczną”. Hennig-Wellsow podkreśliła, że na wypadek, gdyby Die Linke udało się wejść w skład nowego gabinetu, partia ma przygotowany pakiet podstawowych reform, które będzie się starać przeforsować już w ciągu pierwszy 100 dni rządów. Obejmuje on m.in.: podniesienie minimalnej stawki godzinowej do 13 euro (z obecnych 9,50 euro), zapewnienie gwarantowanego minimum wsparcia finansowego na poziomie 1200 euro, a także wprowadzenie nowego podatku dla „multimilionerów i miliarderów” posiadających liczne nieruchomości.
Możliwych scenariuszy w kwestii ewentualnego przyszłego rządu bez CDU jest kilka. Oprócz potencjalnej czerwono – zielono – czerwonej koalicji niektórzy przewidują, że SPD i Zieloni mogliby dobrać sobie jako koalicjanta liberalną Wolną Partię Demokratyczną (FDP). Współprzewodnicząca Die Linke zwróciła jednak uwagę na liczne wady takiego rozwiązania. Jej zdaniem, decydując się na nie obie centrolewicowe partie „musiałyby zniszczyć społeczne kamienie węgielne swoich programów wyborczych”. FDP opowiada się bowiem m. in.: za obniżeniem podatku dochodowego i prywatyzacją państwowych przedsiębiorstw. „Dlatego też jako Die Linke czujemy się pewnie bez względu na wyniki sondaży” – powiedziała Hennig-Wellsow.
Politycy Die Linke aktywni są również na szczeblu lokalnym. Sabine Zimmermann, deputowana z saksońskiego Zwickau i przewodnicząca parlamentarnej komisji ds. rodziny, seniorów, kobiet i dzieci zwróciła ostatnio uwagę, że ludność wschodnich Niemiec została o wiele mocniej dotknięta skutkami kryzysu pandemicznego. Tymczasem pomoc, na którą może liczyć jest znacznie skromniejsza niż na zachodzie kraju. Federalna Agencja Pracy podała niedawno, że średnia kwota zasiłku dla bezrobotnych w ubiegłym roku wynosiła dla całego kraju 1024 euro. Jednak w Saksonii aż ponad dwie trzecie osób pobierających owe świadczenie otrzymywało mniej niż 1000 euro miesięcznie, dla wszystkich zaś wschodnich landów średnia jego wysokość nie przekraczała 940 euro.
,,Dziesiątki tysięcy pracowników straciło w wyniku pandemii koronawirusa źródło utrzymania. Bezrobocie długotrwałe dramatycznie rośnie i póki co nie widać perspektyw na szybką zmianę tego stanu rzeczy” – powiedziała Zimmermann. Celem poprawy sytuacji postuluje więc ona podwyższenie zasiłku dla bezrobotnych z obecnych 60 do 68 proc. ostatnio osiągniętego dochodu netto i wydłużenie do 36 miesięcy okresu referencyjnego, branego pod uwagę przy przyznawaniu prawa do świadczenia.