Uroki kapitalizmu dały o sobie znać po raz kolejny. Tym razem w Tarnowie, w woj. małopolskim.
Dla pracowników pilnujących szaletów miejskich w tym mieście, wolny rynek nie przewidział umowy o pracę, ani nawet tzw. „śmieciówki”, a ich trud wycenił niezbyt wysoko, bo na poziomie 3,20 zł za godzinę.
W rozmowie z Radiem Diecezji Tarnowskiej pracownicy skarżyli się nie tylko na warunki pracy i płacy, ale także na konieczność zakupu środków czystości z własnych pieniędzy.
– Praca jest bez umów, po dziewięć godzin. Zarabiam 400 zł miesięcznie. Za moje pieniądze musiałam kupować papiery toaletowe i inne tego rodzaju rzeczy – mówiła zbulwersowana pracownica.
Wtóruje jej inny pracownik.
– Nie zawsze tak, było, ale teraz jest bardzo źle. W niektórych szaletach naprawdę brakuje papieru i innych środków, które ludzie muszą sami kupować. Zwłaszcza gdy trafią się jakieś większe imprezy. Niektórym do tej pory nie zwrócono za to pieniędzy. I ja tak pracowałem, po 11 godzin, wszystkie niedziele, no bez dnia wolnego. I za takie pieniądze?! – oburza się.
Tarnowski magistrat oczywiście umywa ręce. W drodze przetargu wybierana jest firma, która administruje szaletami miejskimi. W tym przypadku jest to siedlecka firma Delfin. Z informacji podanych przez Radio wynika, że miasto przekazuje jej miesięcznie ponad 12 tys. zł na utrzymanie szaletów.
Tarnowska kościelna rozgłośnia skontaktowała się również z prezeską zarządu Delfina.
– Wszystko to dużo kosztuje, my mamy 2400 zł na jeden szalet, a przy większej imprezie to 2300 czasem za samą wodę płacimy, gdy jest więcej ludzi – tłumaczy Krystyna Matyszczak. Szefowa Delfina powiedziała również dziennikarce, że ludzie zatrudniani są na umowach-zleceniach. Na koniec Matyszczak, zapytana o stawkę rzędu 3,20 za godzinę, dowiodła, iż ma wykutą na pamięć najważniejszą ripostę każdego przedsiębiorcy:
– Nikogo do pracy nie zmuszamy. Kto chce pracuje za te pieniądze, a kto nie chce, nie pracuje – wypaliła siedlecka CEO.
Sprawa trafiła do Sanepidu i Państwowej Inspekcji Pracy, jednak wyniki kontroli nie wykazały nieprawidłowości. Urząd Miasta przekonuje z kolei, że nie dotarły do niego żadne poważniejsze skargi.
Można powiedzieć, że pracownicy Delfina mają w pracy istny kibel.