Prawicowa sfera medialna szlocha, jak to Tomasz Lis skrzywdził córkę Andrzeja Dudy, cytując niesprawdzone i, jak się okazało, fałszywe konto progenitury kandydata. Rwą szaty, łkają i grożą. Lis przeprasza, Karolak przeprasza, TVP przeprasza. Wynika z tego, że czują się winni swojego niedbalstwa. Słusznie. Choć Tomasz Lis powinien przepraszać za zupełnie inne i o wiele poważniejsze przewiny.
Nikt, dosłownie nikt, po żadnej stronie sceny politycznej, nie zobaczył niczego niestosownego w tym, że redaktor Lis odwalił w telewizji publicznej prostacką agitkę na rzecz jednego z kandydatów na prezydenta. Nikomu nie przyszło do łba, że telewizja publiczna nie ma prawa działać w sztabie wyborczym Komorowskiego za nasze pieniądze, tylko ma pokazywać obywatelom możliwości wyboru. Za to jedno Lisa powinni wyrzucić na zbity pysk nie tylko z telewizji, ale w ogóle z mediów. I pomyśleć, że to ten sam człowiek, który po powrocie z USA wydał książkę, w której radził, jak być obiektywnym. „ABC dziennikarstwa” się nazywała. Po ostatnim występie Tomasza Lisa tytuł śmieszy mnie do łez.
„Ten instrument może bawić, może oświecać, może nawet inspirować” – mówił o telewizji Edward R. Murrow w swoim legendarnym wystąpieniu na konwencji Radio Television Digital News Association w 1958 roku. – „Ale tylko wtedy, kiedy ludzie są zdeterminowani, żeby używać go do tego celu. Inaczej, to tylko pęczek drutów i lampa w drewnianym pudełku”
Dziś już nawet nie tyle.