Wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński nie bawił się w konwenanse: „Ciągle w wielu miejscach funkcję kierowniczą pełnią ci, którzy zaczynali w MO, w ZOMO a zdarza się jeszcze, że i w SB”.
– Czas najwyższy, by wolna Polska dała szansę młodszym a też już jak widać nie do końca młodym oficerom. Oni ciągle nie będą mieli tej szansy jeżeli wciąż te funkcje zajmować będą ludzie, którzy zaczynali w PRL a więc w państwie, które nie było ani w pełni wolne ani w pełni suwerenne – podkreślił Zieliński.
Zastępca Błaszczaka asekurował się – to nie oznacza zwolnienia ze służby, a jedynie z funkcji. Odwołani, bo taka będzie forma pozbawienia stanowiska, mogą przecież dalej pracować w policji, zapewniał, nie zauważając, że mówi o strukturze ściśle zhierarchizowanej, w której opuszczenie o kilka szczebli równoznaczne jest z pozbawieniem należnych danej funkcji dodatków, autorytetu i wpływów decyzyjnych. Czyli ze zwolnieniem.
Gdyby ktoś miał wątpliwości, jaki cel przyświeca władzom ministerstwa spraw wewnętrznych, Zieliński też był do bólu szczery – chodzi o wolne miejsca dla awansu młodych. Oczywiste jest, że nie mogło obyć się bez ideologicznej otoczki. MO wywołuje lekka niechęć, szczególnie w ludziach urodzonych i kształconych po 1989 r., a już czarodziejski skrót SB (Służba Bezpieczeństwa) niemal gwarantuje, że zniknie choćby cień sympatii do zwalnianych. Rzecz tutaj jednak ma nieco inny wymiar.
„Pałą w łeb za komuny i teraz”
Portal strajk.eu rozmawia o urokach pracy w milicji i policji z Adamem M. Rapickim, podinspektorem w stanie spoczynku:
Ile lat musi upłynąć, żeby policjant stał się pełnowartościowym pracownikiem?
5 lat stażu, to czas niezbędny, żeby zaczął efektywnie pracować. Kolejne 15, żeby tę efektywność wykorzystać zgodnie z pragmatyką służby, czyli żeby łapać przestępców. Potem organizm zaczyna upominać się o swoje po 20 latach pracy w gigantycznym zazwyczaj stresie.
To może minister Zieliński ma rację, mówiąc że trzeba zwalniać tych, co zaczynali pracę w MO?
To bzdura. O tym, jak kto jest dobry na swojej funkcji, nie świadczy fakt, kiedy kto przyszedł do pracy, tylko ile umie i na ile jest wydolny i wydajny. Ludzie po dłuższym stażu na linii zaczynają przechodzić do sfery nadzoru. Ja też przez to przechodziłem. Zaczynałem od gliniarza z ulicy, a zakończyłem jako naczelnik wydziału Komendy Wojewódzkiej. Najważniejsze w pracy policyjnej jest doświadczenie. Policjant składa się z policjanta właściwego czyli w 70 proc. z człowieka, a reszta to pole informacyjne, które jest wokół niego: znajomość środowiska przestępczego, znajomość ulicy, praca z agenturą, jeśli ktoś ją ma, doświadczenie. Nie ma dwóch takich samych spraw. Im ich więcej, tym więcej doświadczenia.
To jakie będą skutki decyzji ministra?
Policzmy. Przeciętny żywot policjanta w zawodzie to 30 lat. Jeżeli dziś mamy 26 lat od 1990 roku, to ci, którzy mają najwięcej doświadczeń, staż w milicji trwał u nich 2-3 lata. To jakie oni mają doświadczenie w milicji? To z reguły szkółka, podczas której niewiele można się nauczyć i dać się zideologizowac. Wpływ zatem komuny na jego osobowość był, delikatnie rzecz ujmując, znikomy. Cała ich wiedza i wspomniane doświadczenie nabywali przez czas pracy w policji. I to ich chcą usuwać ze stanowisk?! Tym bardziej trzeba pamiętać, że policjantów w Polsce jest i tak za mało.
Dużo ludzi może odejść?
Jeszcze raz mówię – nie ilość się liczy, a jakość. Może być podobnie jak w 1993 r. czyli zmiana przepisów emerytalnych. Odchodził wtedy przede wszystkim średni aktyw kierowniczy: kierownicy sekcji, zastępców naczelników wydziałów, oficerów dyżurnych (bardzo ważna funkcja!), dowódców kompanii, cała sól ziemi. W ciągu miesiąca, poszli wszyscy. I działy się wtedy rzeczy niedopuszczalne, oficerem dyżurnym zostawała chłopak bez elementarnej znajomości miasta. W terenie ten sektor jest nie do zastąpienia. I cała struktura się zachwiała. Teraz może to nie będzie tak silny wstrząs, ale może nie być fajnie. Byłem na stażu w Wielkiej Brytanii w Scotland Yardzie od terenowego posterunku do centrali. I oświadczam, że doświadczenie liczy się wszędzie tak samo. Jak bandyta walnie gościa pałą w łeb i ja go złapałem za komuny, a potem za taki sam napad już wsadziłem za III RP, to co, wtedy uderzonego bardziej bolało? A teraz mniej?
Pomysły zwalniania byłych milicjantów wywołały sprzeciw policyjnych związkowców, którzy prawidłowo ocenili to jako próbę upolityczniania policji. Mam jednak graniczące z pewnością przekonanie, że protesty związkowców niewiele dadzą, ponieważ dla PiS zarzut upolityczniania jakichkolwiek struktur nie jest żadnym wstydem, bo właśnie upolitycznianie w szczególności struktur siłowych jest ich podstawowym celem i wcale tego nie kryją. Do upojenia związkowcy mogą wskazywać, że zwolnienia dotyczą funkcjonariuszy pozytywnie zweryfikowanych przez Komisje Państwowe, że zazwyczaj bez uwag krytycznych pełnili służbę III RP przez 26 lat., że mają osiągnięcia, że wprowadzana jest, przecząca podstawowym normom prawa zasada „odpowiedzialności zbiorowej”. Na nic, PiS swoje wie, zresztą nie pierwszy raz stosuje takie właśnie urągające poczuciu przyzwoitości i sprawiedliwości chwyty.
Tym bardziej, że, jak wskazują policjanci, te tak gromko zapowiadane zwolnienia byłych milicjantów w skali całej Polski dotyczyć będą nie więcej nić kilkuset funkcjonariuszy. Mają związkowcy rację, ale pamiętać trzeba, że mowa o wartościowych funkcjonariuszach, których doświadczenie i efektywność są nie do przecenienia.
W gruncie rzeczy nie o policjantów tu chodzi. Minister Błaszczak w swoim resorcie stosuje zasadę, którą stosowały władze PRL w niesławnej pamięci marcu 1968 r. – kupują kadry. Nie ma otóż znaczenia, jakie wykształcenie i jak przydatny w praktyce na danej funkcji będzie dany człowiek. Ważne byle był „swój”. „Marcowy docent” – to mniej więcej to samo, co w tej chwili chce osiągnąć rząd Prawa i Sprawiedliwości. Po to, by w trudnej chwili awansowany nie miał wątpliwości i wahań. Żeby popierał władzę i trwał przy niej ślepo, bo wie, dzięki komu i jakie naruszając standardy trafił na swoje obecne stanowisko. Sprawdza się to zazwyczaj, przy czym słowo „zazwyczaj” wiernie oddaje istotę sprawy. Skoro raz dali się przekupić, bo to w istocie forma przekupstwa, to mogą zrobić to drugi raz. Jeżeli ktoś da więcej.