„Każdy obywatel ma obowiązek podjęcia walki z faszystowską chorobą” – mówili uczestnicy antyfaszystowskiego protestu w Katowicach. Podkreślali, że w kraju poważnie dotkniętym przez nacjonalizm, nie powinno być miejsca na jego lokalną odmianę.
„Wykopmy faszyzm ze szkół i pracy” – od tych słów rozpoczęła się manifestacja w centrum Katowic. Antyfaszyści z Polski i Czech, członkowie Partii Razem, Obywatele RP oraz anarchiści z kilku miast spotkali się pod Pomnikiem Powstańców Śląskich. W manifestacji uczestniczyło ok. 150 osób. Osoby przemawiające podkreślały, że 1 września powinniśmy szczególnie pamiętać o zbrodniczym charakterze nacjonalistycznej ideologii.
Jednym z głównych motywów przekazu manifestacji było zaakcentowanie bezradności skrajnej prawicy wobec problemów zwykłego człowieka. „Nacjonalizm nie ma żadnej wywalającej mocy, jestem zawołaniem do przemocy i nienawiści. Lewica musi temu przeciwstawić realne wzmacnianie więzi międzyludzkich – ponad podziałami na poziomie rasy i narodowości. Naszą siłą jest solidarność i żądanie sprawiedliwości społecznej” – mówił jeden z uczestników zgromadzenia.
Uczestnicy protestu przypomnieli też o sojuszu nazistów z fabrykantami. „Nacjonaliści przedstawiają się jako ruch antysystemowy, tymczasem są jedynie psami łańcuchowymi możnych tego świata. Pamiętajmy, że dojście nazizmu do władzy nie byłoby możliwe bez wsparcia wielkiego kapitału, który sponsorował Hitlera, licząc na pacyfikację ruchu związkowego w miejscach pracy. Kapitaliści w III Rzeszy dostali to, co czego chcieli” – na te słowa zgromadzeni za policyjnym kordonem bojówkarze skrajnej prawicy zareagowali wściekłością i wyzwiskami.
„To tacy jak oni wyłamywali polskie szlabany w 1939 roku” – mówił antyfaszysta wskazując na zgromadzoną za policyjnym kordonem grupę neofaszystów.
Przed rozpoczęciem i po zakończeniu demonstracji skrajnie na ulicach Katowic grasowały bojówki miejscowych kiboli i członków ekstremistycznych organizacji. Ostatecznie jednak nacjobandytom udało się jedynie ukraść plecak jednego z antyfaszystów.