Jak już gdzieś napisałem, śmierć człowieka jest momentem cięcia, kiedy pamięć o nim musi nabrać pełnej jednoznaczności – przynajmniej w powszechnym mniemaniu. Dlatego w sytuacji opuszczenia tego padołu łez przez bpa Tadeusza Pieronka wszystkie krajowe media toczące śmiertelny bój z PiS jednomyślnie przyjęły zasadę: o zmarłych mówi się dobrze, albo wcale. Podobnie było ostatnio po zejściu Johna McCaina czy Busha seniora.
Wywrotowcy, którzy – zapewne wskutek podszeptów Rydzyka lub Putina – pytają przekornie: “czemu nie mówić uczciwie, tylko koniecznie dobrze?” lądują na marginesach, bo “co ludzie powiedzą?”. Na dodatek są oni zmuszani do rodzaju autoncenzury, wygumkowania słów drażliwych, by swe odszczepieńcze teorie móc podsunąć opinii publicznej w formie nie bezczeszczącej mumii “Wolnej Polski”.
Do takich właśnie osobliwych wyjątków należał głos Jacka Dehnela: krytyczna opinia o Pieronku, w tekście której nie pada jego nazwisko ani funkcja. Reszta internetowych łamów “Gazety Wyborczej” w piątek wieczorem i sobotę rano wyglądała jak po śmierci papieża-Polaka: czarno-białe zdjęcia denata opatrzone hagiograficznymi tytułami. Wszystkie media “oświecone” ogarnęła podniosła atmosfera pożegnania męża stanu, filaru mądrej i odpowiedzialnej wolności, na którym wsparto gmach “Wolnej Polski” kruszejący dziś pod naporem mocy pisowskiego “diabła”, którym kilka dni temu straszył prof. Marcin Król. Adam Michnik, Monika Olejnik, Jurek Owsiak, publicyści “Polityki”, całe radio Tok FM – wydawało się, że w jednej chwili rzucili wszystko, by wznosić hymny ku czci zmarłego hierarchy. Pasja ich żałoby wydawała się tym większa, im silniej dawała o sobie znać potrzeba przypomnienia potulnym konsumentom demokratyczno-wolnościowej narracji o tym, jak biskup grzmiał na “feministyczny beton”, zapewniał, że homoseksualistom należy się szacunek, o ile powstrzymają się od seksu, przekonywał, żeby nie przesadzać z potępianiem Kościoła za pedofilię, a dzieci z in vitro porównywał z Frankensteinem. Akcja medialna niewątpliwie się powiodła: wybrzmiał potężny i solidarny głos przeciwko rujnowaniu “dorobku ostatnich trzech dekad”.
To symptomatyczne, bo ruinacji tej Polska potrzebuje akurat jak nigdy. Kompulsywne przywiązanie liberałów do postaci Pieronka, doskonale uosabiającego hipokryzję i szkodliwość Kościoła, czyni tę potrzebę tylko bardziej oczywistą. Bo nacjonalistycznego, plemiennego, antyrównościowego barbarzyństwa, w które się wszyscy staczamy pod “duchowym przewodnictwem” kleru, na pewno nie powstrzyma formacja polityczna specjalizująca się – tak jak PiS – w kosmetyce moralnego obrzydlistwa purpuratów. Oni wiedzą, co robią: ich dotychczasowa władza nad Polską opierała się na faktycznym sojuszu tronu z ołtarzem, który już u zarania kapitalizmu przypieczętowali konkordatem.
Na nic im się zda zapluwanie się hasłami o tolerancji, skoro liberalny kompleks partyjno-medialny raz za razem dowodzi, że jedyne, na co ich stać to staczanie się w bagno systemowego wyzysku pod znakiem orła i krzyża w miłosnym uścisku z pogrobowcami inkwizycji. Michnik napisał o Pieronku wyraźnie: “Jego mowa była wolna od nienawiści”. To bezczelne i bezwstydne kłamstwo powinno stać się cezurą wyznaczającą nowy – finałowy! – okres w dziejach epigonów Unii Wolności. Utracili oni bowiem wszelką wiarygodność w oczach ludzi marzących o Polsce wolnej wreszcie od postfeudalnych miazmatów. Bardzo też dobrze, że fundatorzy III RP i operatorzy kapitalistycznego kieratu ostatecznie się przyznali, gdzie tkwią ich ideologiczne korzenie, które z wolnością nijak nie mają nic wspólnego.
Kryzys liberalnej demokracji, kryzys III RP jest w istocie kryzysem całego systemu pogardy budowanej przez ostatnie trzydzieści lat. Nawet jeżeli uda się poskromić zamordyzm PiSu, nie ma powrotu w górę tej równi pochyłej. Trzeba mu koniecznie przeciwstawić nowy radykalnie równościowy projekt społeczny, w których fani Tadeusza Pieronka po prostu pozamykają się ze strachu na plebaniach.