Stan wyjątkowy trwający już od dwóch miesięcy będzie się przedłużać. Nie można przedłużyć go oficjalnie, ale jakieś rozwiązanie się znajdzie. Rząd nie chce, by patrzeć mu na ręce i odciął dziennikarzy od dostępu do miejsc, w których rozgrywa się kryzys humanitarny. Nadużycia służb wobec migrantów są dla nas niedostępne. Co dzieje się w strefie, wiemy jedynie z nielicznych przekazów mieszkańców przygranicznych wsi. A oni też się boją. Boją się chodzić do lasu, boją się zamaskowanych służb i wojska, które patroluje przygraniczne tereny. Nie wiemy, ile osób znajduje się w lasach, nie wiemy ile jest ciał. Nie wiemy, co się dzieje po białoruskiej stronie. Żadne rozmowy dyplomatyczne nie są prowadzone, żadne wiarygodne dane z Białorusi nie dotrą do zwykłego człowieka.
Kilka dni temu apogeum mogliśmy relacjonować tylko przez filtr rządowych doniesień oraz często nieweryfikowalne źródła dostępne na internetowych grupach, wrzucane przez migrantów albo arabskie strony. Media rządowe mówiły o szturmie i siłowej próbie przekroczenia granicy przez ogromną grupę irackich Kurdów, z drugiej strony mówiono o pokojowej demonstracji, która miała pokazać światu skalę kryzysu. Na jednej ze stron relacjonujących sytuację na granicy pojawiła się informacja, że droga do Polski, choć trudna, to się opłaci. Według Zoom24, po polskiej stronie czekają autobusy, jedzenie i pomoc. W rzeczywistości po polskiej stronie nie czeka nic, prócz wojska. Dezinformacja pcha ludzi na druty, w podróż, która może ich kosztować życie i zdrowie.
Rozmawiając z różnymi ludźmi słyszę, jak niewielkie mają pojęcie o trwającym od miesięcy kryzysie humanitarnym rozgrywającym się na naszej granicy i na terytorium naszego kraju. Narracja rządowa to strzępki informacji pozbawionych kontekstu i kłamliwa propaganda. Konferencja ministra Błaszczaka, na której prezentował ściągnięte z darknetu zdjęcia pedofilskie i zoofilskie, jest tego idealnym przykładem.
Opinia publiczna nie ma pojęcia, co się dzieje i dlaczego. Przekaz TVP najwyraźniej nie wystarcza. Swoją drogą dziennikarze prawicowi nadal są dziennikarzami – czy nie bulwersują ich absurdalne, rządowe ograniczenia? Jak dotąd nie doszło ze strony migrantów do żadnych incydentów przemocy wobec mieszkańców, aktywistów, a nawet wobec służb, które traktują ich jak mięso. Czego rząd się boi i dlaczego uniemożliwia relacjonowanie kryzysu?
Dziennikarze nie mogą wykonywać swojej pracy, zostali od tego odcięci kordonem policyjnym i wojskiem. Szyjemy ze strzępków informacji z przeróżnych źródeł, jakby to miało dotyczyć konfliktu na drugiej półkuli, w strefie wojny. Na terenie własnego kraju nie mamy prawa nagrywać ani fotografować służb, nie mamy prawa przekroczyć linii stanu wyjątkowego, gdzie rozgrywa się dramat tysięcy ludzi. Kilka dni temu Stowarzyszenie Fotoreporterów wystosowało apel do rządu o dopuszczenie mediów do strefy stanu wyjątkowego i możliwość wykonywania swojej pracy.
„ (…) Dziennikarze to zawodowi świadkowie, których obowiązkiem jest gromadzenie informacji, i przekazywanie ich opinii publicznej. (…) Nie do przyjęcia jest w państwie demokratycznym wprowadzenie zakazu pracy dla dziennikarzy, nawet jeśli prawo daje taką możliwość. Nie jest przesłanką do tego nawet okoliczność zagrożenia życia i zdrowia osób wykonujących zawód dziennikarza. Kwestia oceny ryzyka powinna należeć wyłącznie do tych osób.” Pismo nadal pozostaje bez odpowiedzi.
Dziś swoistym stanem wyjątkowym objęta będzie również Warszawa. Obchody Święta Niepodległości po raz kolejny staną się rządową promocją faszystów. Tym razem w majestacie prawa, z honorowym patronatem, Bąkiewicz ze swoją świtą przejdzie przez miasto. Z tej okazji policja udzieliła dziennikarzom kliku porad, w trosce o ich bezpieczeństwo: zaparkuj samochód w bezpiecznej odległości, trzymaj się na uboczu, i uważaj na legitymację prasową na szyi – może posłużyć za narzędzie do duszenia. Tyle dobrze, że mimo ryzyka podejmowanego na własne życzenie, będzie można relacjonować dzisiejsze wydarzenia w stolicy, a zapewne będzie co oglądać.