Kilka dni temu działacze Konfederacji pokrzykiwali w Warszawie o „przemocy LGBT”, próbując przekonać, że to nie oni, a tęczowi aktywiści terroryzują społeczeństwo. W tym czasie brytyjska policja zakuwała w kajdany herszta ich struktur w Wielkiej Brytanii. Jakub Andrzej Grygowski rozrabiał dokładnie tak samo, jak jego koledzy w polskiej stolicy – skandował homofobiczne i podburzające go nienawiści hasła, wdał się w szarpaninę z ludźmi, którzy chcieli mu wyrwać obraźliwe banery. Wezwana na miejsce policja po wstępnym rozeznaniu zabrała zrozpaczonego konfederatę na dołek.

Pięknie to obrazuje przepaść, jaką dzieli dwa kraje rządzone przez prawicę. W UK za wrzaski o gejach molestujących dzieci można trafić na siedem lat do pierdla, bo to hate crime. W Polsce są za to dotacje ministerialne, oklaski prokuratora generalnego, a czasem i laur Człowieka Roku. O ile Wielkiej Brytanii, z jej nierównościami, postarystokratyczną przemocą klasową i mnóstwem pogardy dla uboższych i słabszych, hen daleko do kraju idealnego, to jednak przynajmniej standardy w zakresie akceptacji osób LGBT są tam niekwestionowane. Posługiwanie się skrajnie prawicową gramatyką polityczną interpretowane jest przez państwo jako działalność zagrażające bezpieczeństwu publicznemu. Dlatego właśnie wstępu do UK nie mają głosiciele faszystowskich mądrości z Polski, tacy jak Rola, Ziemkiewicz czy Międlar. W Polsce mamy do czynienia z agresją inicjowaną przez władzę – uchwalaniem dyskryminujących praw, represjonowaniu działaczy opozycyjnych i prawoczłowieczych przez organy ścigania. Zdziczały, ideologicznie pobudzony rząd zamiast karać agresorów, świadomie atakuje tych, którzy walczą o swoje prawa i są atakowani.

Lider brytyjskiej Konfederacji utrzymuje kontakty z ugrupowaniami skrajnymi, nie stroniącymi od rasistowskich i ksenofobicznych haseł. Jest dobrze znany londyńskiej policji, która w maju br. zatrzymała go za niestosowanie się do zaleceń. Funkcjonariuszy zainteresowały wówczas ulotki, które Grygowski nosił w plecaku. Były to materiały wyborcze Krzysztofa Bosaka – dla władz brytyjskich cuchnące prawicowym ekstremizmem. O tym kim jest i gdzie powinien się znaleźć lider brytyjskiej Konfederacji świadczy też nagranie z cyklu #Hot16Challenge2, w którym Grygowski powtarza, że osoby o poglądach lewicowych czeka „Helikopter Pinocheta”. Teledysk do jego rapsów zawiera zdjęcia przestawiające chilijskiego generała na czele defilady i nagrania z egzekucji przeprowadzanych przez juntę poprzez wyrzucanie działaczy opozycyjnych z maszyn na wysokości kilku kilometrów.

Grygowski nie jest oczywiście nikim więcej niż stulejarzem szukającym ukojenia w mitomanii i nienawistnych rojeniach. W Wielkiej Brytanii spotka go za to zgodna z prawem odpowiedź, nikt nie będzie w nim widział wyklętego obrońcy tradycyjnej rodziny. Większym problemem jest bezkarność jego kolegów w naszym kraju. Dwa tygodnie temu policja, na wyraźnie polecenie jednego z liderów warszawskiego neofaszyzmu, zdejmowała tęczowe flagi z balkonów i wyrywała równościowe transparenty, aby uczestnicy haniebnego Marszu Powstania Warszawskiego mogli czuć się komfortowo. Kilka dni później mieliśmy zatrzymanie Margot i pacyfikację protestu przeciwko prześladowaniu przez państwo działaczy społecznych. Policja, która powinna bronić dyskryminowanych, zachowuje się jak skrajnie prawicowy gang – uderza w tych, którzy walczą o równość i swoje prawa. Ci, którzy biją, kłamią i krzywdzą dostają obstawę służb nawet wtedy, gdy urządzają nielegalne zgromadzenia. Coraz duszniej w tym kraju przez te brunatne miazmaty.

Polska skrajna prawica, przy obecnym rozmachu jej działalności, zastrzykach finansowych, wspierana przez rząd i amerykański aparat ideologii alt right stanowi poważne zagrożenie dla demokratycznego społeczeństwa. Ci ludzie mają już posady w rządzie, pracują w publicznych mediach, są zapraszani przez władzę do wspólnego rządzenia krajem. Stanowią już teraz niebezpieczeństwo dla osób LGBT czy przedstawicieli innych grup, przeciwko którym szczują.  Za chwilę mogą dostać narzędzia do realizacji ich pinochetowskich fantazji. A historia Chile i innych państw rządzonych przez prawicowe reżimy ukazuje nam jasne schematy – na początku są krzywdzące słowa, potem pierwsze ciosy, kiedy przychodzi polityczna moc, zaczynają się morderstwa działaczy związkowych, opozycyjnych artystów, dziennikarzy.

Terrorowi musimy przeciwstawić się już teraz, zanim przyjdzie nam rozprawiać o przegapionym momencie za płotem obozu.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…