– Duda nie ujawnił „Aneksu”, za to zawetował degradacje. Jasność w temacie? – zapytał retorycznie Witold Gadowski na Twitterze. Sugestia, że prezydent wetując tzw. ustawę degradacyjną stanął po stronie ubeków, jest cokolwiek paranoiczna, a więc typowa dla tego publicysty i dość częsta dla prawej strony sceny publicznej. Swoją drogą przeciwko ujawnianiu aneksu WSI jest także Jarosław Kaczyński, nie ujawnił go też Lech Kaczyński, ale mniejsza.

Powiedzmy sobie jednak szczerze, że Gadowski i inni publicyści związani z Gazetą Polską, którzy najgłośniej na prawicy krytykują weto, nie robią tego bezinteresownie – to środowisko jest wiernym kibicem Antoniego Macierewicza, który jest z Dudą skonfliktowany.

Czy ktoś, głosując na Andrzeja Dudę, przypuszczał, że weźmie on w obronę komunistycznych zbrodniarzy? Że jego doradcami zostaną ludzie powiązani z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi? Teraz coraz bardziej są zrozumiałe są jego decyzje: zawetowanie ustaw reformujących wymiar sprawiedliwości, dążenie do usunięcia z funkcji ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, obrona gen. Jarosława Kraszewskiego z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. To, co zrobił Andrzej Duda, zapisze się na kartach historii – napisała z fałszywym oburzeniem inna przedstawicielka tego nurtu, Dorota Kania.

Niektórzy komentatorzy sugerowali, że decyzja prezydenta wiąże się ze wzrostem notowań Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który – jak się powszechnie sądzi – urósł na obronie ludzi przed skutkami tzw. ustawy dezubekizacyjnej. To znaczyłoby, że Duda liczy na komusze głosy w wyborach. Nie sądzę.

O ile odebranie emerytur tysiącom pracowników resortowych jest sprawą, która może wywołać opór społeczny, bo dotyka portfela tysięcy ludzi i ich rodzin, o tyle degradacje to kwestia w dużej mierze symboliczna. W swoim oświadczeniu prezydent podkreślał zaś wielokrotnie, że okres PRL ocenia jednoznacznie, negatywnie. Nazwał go nawet „okresem słusznie minionym”, co jest przecież określeniem żartobliwym, ale nie sądzę, żeby – poważny na co dzień jak generał – Duda to wyczuł. Podkreślił także, że wcześniej „bez mrugnięcia okiem” podpisał ustawę obniżającą emerytury „byłych pracowników UB i SB”.

Ruch prezydenta nie powoduje osłabienia SLD – jest dokładnie odwrotnie; wzmacnia go. Daje bowiem nadzieję, że dzięki wykorzystaniu luk i różnic między różnymi ośrodkami „dobrej zmiany”, można zablokować przynajmniej najbardziej kuriozalne pomysły władzy. Warto więc się organizować. Poszkodowane komuchy tym chętniej zgromadzą się więc wokół Sojuszu, jedynej siły politycznej, która otwarcie się za nimi wstawia. Na tym paliwie kontynuatorka PZPR może nawet wrócić do Sejmu, a być może i do władzy (jako koalicjant).

Nieważne są argumenty, którymi Duda podparł się, aby zablokować degradacje. W istocie chodzi o samego prezydenta, który walczy o swoją pozycję. Pozycjonuje się on jako arbiter, człowiek wyważony, zdolny do kompromisu – wykapany „prezydent wszystkich Polaków”. Pokazując swoją niezależność, chce być nie tylko kandydatem wybieralnym przez większość wyborców, ale graczem politycznym. Problem w tym, że nie walczy na przykład o ważne kwestie społeczne, lecz historyczne i symboliczne. Wie bowiem, gdzie bezkarnie może sobie pozwolić na samodzielność. A na grobach Jaruzelskiego i Kiszczaka akurat pofikać mu wolno. Prędzej czy później: szeregowców.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Fikać on sobie może, w legowisku z Dudziną.
    Jaruzelski i Kiszczak to nieosiągalne dla niego progi.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…