Posłuchajcie sobie. Posłuchajcie do końca, jeżeli się odważycie. Mężczyzna, którego słychać na nagraniu, zdolny układać tak imponujące poematy z wyzwisk i gróźb, to były bydgoski radny PiS, Rafał Piasecki. Za chwilę również były mąż.
Pan Rafał lubił podkreślać, że „pochodzi z tradycyjnej rodziny, gdzie mężczyzna zarabia, a żona sprząta, gotuje, prasuje”. Mam pytanie do pana Rafała. Uczył się pan WOSu? W której definicji „tradycyjnej rodziny” mieści się zdanie w rodzaju „pierdolisz się kurwo po kątach z każdym jebanym cwelem, żebyś zdechła”? A „oddawaj mi moje pieniądze szmato pierdolona, zajebię cię jak psa”? A „wypierdalaj z tego domu”? A bicie kobiety w ciąży? Wywożenie do lasu? Zastraszanie? Bo jeśli o mnie chodzi, panie Rafale, widzę tu rzeczywiście żelazne klasyki – to tradycyjny repertuar domowego znęcacza. Ale ni cholery nie widzę tu chłopskiej, pięknej tradycji, każącej oddawać należny szacunek matce i gospodyni. Pan sobie nią, panie Rafale, bezwstydnie wyciera bogobojną podobno gębę.
Co to za tradycja, żeby wyrzucać kobietę z domu w środku nocy w piżamie, na mróz? Żeby spisywać regulaminy dla domowego niewolnika i wymierzać mu kary cielesne za nieposłuszeństwo? Żeby systematycznie, na zimno, planowo zastraszać, poniżać, terroryzować? Co to za tradycja „żądać” określonej ilości ciepłych posiłków? Co to za tradycja mówić z dumą „zdarza mi się zatkać żonie usta ręką”?
To tradycja sadystycznych gnojków, małych domowych dyktatorków z poczuciem niższości. Tradycja trzęsityłków, co nagle poczuli, że dostali trochę władzy. To nie jest „rodzina”, ani tradycyjna, ani postępowa, ani żadna inna. To jest podłość, która powinna zostać nazwana i napiętnowana. I tak się właśnie dzieje po tym, jak telewizja wyemitowała nagranie Karoliny Piaseckiej.
A wiecie, co jest w tym wszystkim najbardziej absurdalne? Że to pan Rafał zaczął w styczniu tour po mediach. To on z dumą prezentował „tradycyjny” w jego mniemaniu porządek panujący u niego w domu. Chełpił się swoimi nakazami i zakazami (o tej porze ciepły posiłek, o tej porze posprzątane i dzieci do łóżek pokładzione). Pan Rafał nie widział nic niestosownego w przechwalaniu się przemocą – psychiczną. Biciem faktycznie już bał się pochwalić wszem wobec. Zresztą mało który znęt przyznaje wprost, że lubi bić z zamiłowania. Częściej mówi, że został sprowokowany lub że jego ręka musiała wymierzyć sprawiedliwość. Że to on jest prawdziwą ofiarą.
Koledzy pana Rafała mówili, że żona przesadza. Że wszystko, co mówi, trzeba podzielić przez trzy, bo chciałaby, suka, zyskać na rozwodzie. Wysłuchajcie tego nagrania jeszcze raz. Jeśli nadal będzie się wam chciało coś dzielić albo mnożyć to znaczy, że powinniście wylądować tam, gdzie pan Rafał: w zamkniętym ośrodku na terapii dla sprawców przemocy, odizolowani od reszty społeczeństwa.
W internecie słychać już mnóstwo głosów, jakoby żona byłego radnego szkodziła wizerunkowi tradycyjnej rodziny – w tym pozytywnym znaczeniu. Jakoby dawała paliwo wszystkim „lewakom” i „zboczuchom”, którzy model „tradycyjny” chcą zdeptać i zniszczyć. Tu dwie refleksje. Po pierwsze, odpowiedzcie sobie – tylko szczerze – na pytanie, kto winien, że takie skojarzenia powstają? Skąd bierze się obraz Polaka-katolika, co „tradycyjnie” po kościele lubi przypomnieć żonie, kto tu rządzi? To wina takich jak pan Rafał, czy takich jak pani Karolina, którzy przełamują w końcu wstyd? Czyja to wina, że „kobieta w domu” zyskała aż tak negatywne konotacje?
Wreszcie, lewica nie jest, a z pewnością nie powinna być wrogiem rodziny jako takiej. Lewica dąży do rozszerzenia jej definicji. Pokazuje, że kochający, partnerski, nowoczesny dom równie dobrze stworzyć mogą dwaj mężczyźni, samotna kobieta, albo partnerzy mający już dzieci z poprzednich związków. Lewica nie atakuje „tradycyjnego” modelu tak długo, jak długo jest to świadomy wybór gwarantujący obu stronom szacunek, pozbawiony przymusu, nie żądający ofiar.