Kilka dni temu Artur Szpilka poległ na ringu w Nowym Jorku. Polski bokser obalony siłą ciosów swojego przeciwnika – Deontaya Wildera –  padł nieprzytomny na deski. Kamery telewizyjne zarejestrowały, jak pięściarz, który sam siebie porównuje do filmowego Rocky’ego, jest znoszony, a następnie odwożony karetką do szpitala.

Fani Szpilki jakby zapomnieli, że pięściarz przed walką z Wilderem zachowywał się poniżej wszelkich standardów, jakich można oczekiwać od sportowca aspirującego do pozycji mistrza swojej dyscypliny. W wypowiedziach poprzedzających starcie regularnie obrażał i prowokował swojego przeciwnika. Po sesji zdjęciowej w budynku WTC, Polak niemal sprowokował bójkę. W oczy rzucała się jednak różnica w postawie obu bokserów. Szpilka skakał jak znerwicowany doberman, wykrzykując łamaną angielszczyzną, że powali Amerykanina na deski. Ten zaś odpowiadał spokojnym „still”, odnosząc się do werdyktu czytanego po walce wygranej przez obrońcę tytułu mistrzowskiego. Kilka dni wcześniej Polak wrzucił do sieci film, na którym ciągnie za ogon aligatora, odgrażając się jednocześnie swojemu rywalowi. Tuż po przylocie do NY Szpilka przed kamerami stwierdził: „śmiać mi się chce z Wildera”.  Mistrz po obaleniu pyskacza z Polski był natomiast śmiertelnie poważny.

Ostatni akt tragedii Artura Szpilki miał miejsce w internecie. Facebook podchwycił błyskawicznie znokautowanego zawodnika jako mema. Obrazki przedstawiające boksera leżącego na szpitalnym łożu jako bohatera Gwiezdnych Wojen, czy Chrystusa wiszącego na krzyżu, zdobyły nieprawdopodobną popularność. Jego zwolennicy obrażają użytkowników, którzy niemiłosiernie podśmiechują się z ich idola. Grożą śmiercią, sugerują, że przy bliskim spotkaniu ze „Szpilą” prześmiewcy pokornie prosiliby o autograf. Rzucają obelgami i zapowiadają namierzenie kpiarzy. Przy okazji zaobserwować można wysyp grafik przedstawiających Jana Pawła II w towarzystwie feralnego sportowca z Wieliczki. „Wojtyła trenował go na początku kariery” – żartuje jeden z uczestników wydarzenia. Dostaje kilkaset lajków. „Beka” z obnoszącego się z lumpenpatriotyzmem i kipiącego osiedlową agresją boksera weszła w synergię z obecnym już od kilku lat zjawiskiem naśmiewania się z papieża. Niespodziewanym efektem nowojorskiej klęski Szpilki jest ukazanie się w pełnej krasie karykaturalnej skłonności Polaków do czołobitności względem wybitnych rzekomo jednostek, plastikowych idoli i szemranych autorytetów.

[crp]

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Na sporcie się nie znam. Podobnie jak autor artykułu . Wydaje mi się jednak że nokaut w dziewiątej rundzie to nie jest nokaut błyskawiczny. Proponowałbym panu panie dziennikarzu zmienić zawód. Powiedzmy szczerze , dziennikarstwo polityczne nie jest pana mocną stroną. Relacje sportowe – nowość na „lewicowym” Strajku też chyba nie. Póki co nie ma tu jeszcze pogodynki więc polecam kasę w supermarkecie albo emigrację.

  2. Dzisiaj nawet najwiekszy kretyn może udawać dziennikarza. Założę się, że nawet walki nie oglądał. Akurat o tym ilu domom dziecka Szpilak pomógł i jak wielkie uznanie otrzymał za tą walkę od świata bokserskiego, autor już nie wspomina. Wilder był murowanym faworytem, jest mistrzem świata, szpilce wielu nie dawał szan na dotrwanie do 4 rundy. To Wilder pierwszy sporwokował szpilkę wrzucając do sieci film, zresztą takie zagrywki psychologiczne to już część walki. Przeineltektualizowana lumpeninteligencja i tak wie lepiej. Gardzę.

  3. Jakich Polaków znowu.Bez przesady.Ładnie to tak uogólniać kiboli i młodocianą dresiarnię na cały naród ? Proszę sobie odpuścić tą mowę nienawiści i krzywdzące stereotypy :P

    A co do tego boksera i jego (pseudo)kibiców to sprawa jest prosta: okazał się za cienki (nomen.omen w końcu to Szpilka) żeby przyszpilić silniejszego od siebie przeciwnika.Ot cała historia.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…