Polskie Stowarzyszenie Marketingu SMB chce kształcić w zawodzie „pracownik call center”. Trudno, doprawdy, nie zgodzić reakcją Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej – „ideologia dostosowywania edukacji do rynku pracy doszła już chyba do ściany”.
Podobno każdy Polak zna się nie tylko na leczeniu ale i na nauczaniu. Próbuje to udowodnić Polskie Stowarzyszenie Marketingu SMB, które planuje „rewolucję” w nauczaniu i utworzenie szkół przygotowujących młodzież do pracy w „call center”. Żeby nie być posądzonym o gołosłowie, Stowarzyszenie złożyło już w tej sprawie wniosek do Ministerstwa Rozwoju, które po rozpatrzeniu merytorycznym powinno go przesłać do Ministerstwa Edukacji. Marcin Sosnowski dyrektor wykonawczy stowarzyszenia jest pełen optymizmu i ma nadzieję na pozytywne rozpatrzenie wniosku.
Jak dotąd „pracownik centrum obsługi telefonicznej (pracownik call center)” znajduje się na liście Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jako profesja, ale aby zacząć tworzyć szkoły koniecznym jest wpisanie na listę zawodów szkolnictwa zawodowego.
– Stowarzyszenie nie tylko przygotowało wniosek, ale też opracowało podstawę programową. Przyjrzało się także literaturze obecnej już rynku – niewykluczone, że w przypadku pozytywnej decyzji, konieczne byłoby napisanie podręcznika – ekscytuje się dyr. Sosnowski w wywiadzie dla dziennik.pl.
Zapał Sosnowskiego wynika zapewne z faktu, iż uruchamiając szkoły, stowarzyszenie i firmy w nim zrzeszone mogą liczyć na zyski z nauczania, które z pewnością nie będzie dla uczniów bezpłatne. Jak dotychczas powszechną praktyką firm prowadzących „call center” jest „darmowe” szkolenie nowych pracowników, którego koszt potrącany jest później z i tak niezwykle niskiego na ogół wynagrodzenia.
Niskopłatną, ok. 8 zł za godzinę, pracę w centrach obsługi telefonicznej podejmują na ogół młodzi ludzie, często z wyższym wykształceniem, nie mogący znaleźć pracy w wyuczonym zawodzie. Najczęściej traktowana jest jako zajęcie tymcxasowe. Rotacja kadrowa jest bardzo duża, a wyszkolenie nowych to koszt dla firmy. Solidna opłata za kilka lat nauki takiego zawodu z pewnością powstrzyma ten trend. Nie dość, że zarobi się na kształceniu, to i na ciągłych szkoleniach zaoszczędzi. A i pracownicy będą kompetentni i prsygotowani do pracy, jak również zaznajomieni z jej warunkami.
Program szkolny przewiduje bowiem m.in. zdobycie wiedzy „jak kompetentnie i sprawnie obsługiwać klientów”, a także nabycie umiejętności w zakresie „komunikacji i pracy w stresie” (sic!). Tak właśnie polscy tzw. przedsiębiorcy tworzą sobie armię młodych, potulnych prekariuszy do pracy i to na dodatek wyszkolonych za ich własne (lub rodziców) pieniądze.