Site icon Portal informacyjny STRAJK

Trump, nadzieja w bluffie

Donald Trump jest na wakacjach, ale czasem schodzi na brzeg pola golfowego, by za pośrednictwem swego smartfona lub telewizji zagrozić jakiemuś państwu wojną. Na celowniku US Army był już Iran, teraz Korea i Wenezuela. Rosja, po kolejnych sankcjach przegłosowanych przez Kongres, straciła nadzieję na jakieś porozumienie z Ameryką Trumpa.

Amerykańska demokracja działa niezawodnie: zawsze wygrywa Partia Wojny. W 2016 r. Trump przekonał do siebie tych Amerykanów, którzy uwierzyli w jego izolacjonistyczne sugestie, w skoncentrowanie się na wewnętrznych sprawach kraju, który pod władzą neoliberalnego szaleństwa stacza się nieubłaganie do kategorii Trzeciego Świata, z jego krzyczącymi nierównościami i postępującą pauperyzacją . Ale nie ma siły – każdy wewnętrzny problem da się przykryć jakąś wojenką, patriotycznym i oczywiście „szlachetnym” pianiem w mediach – ta zasada jest równie niezawodna.

Jeśli jest jakaś różnica między Clintonem, Bushem i Obamą a Trumpem, to cele bieżącej retoryki wojennej. Tamci regularnie napadali na kraje biedne, słabe, dopiero rozwijające się, ot, byle stworzyć strefy stałego, morderczego chaosu, które zapewnią stałe dochody kompleksowi militarno-przemysłowemu i „zjednoczą naród”. Retoryka Trumpa tymczasem dotyczy państw, które jednak mogą się odgryźć. Jednych to mocno niepokoi, inni widzą w tym jedynie bluff, którego stosowanie Trump miał wynieść ze swych negocjacji handlowych. Problem polega na tym, że tu nie chodzi o rynek nieruchomości. I nieważne, czy to Trump jest ostatnio taki wojowniczy, czy to „deep state” go do tego zmusza.

Nie ma więc na Zachodzie żadnej zmiany. „Imperium Dobra”, jak zwykle patrzy na świat przez pryzmat swego prostackiego, niszczycielskiego manicheizmu. Prawo jest przecież po jego stronie, to ono  wciela wartości „liberalnej demokracji”, „praw człowieka” i „wolnego rynku”… Ta chamska ideologia maskuje najbrudniejsze interesy, ale jest skuteczna. Gdyby nie była, kto by wierzył, że Ameryka wygrała całą II wojnę światową, że kapitalizm jest idealnym systemem, Kuba tropikalnym gułagiem, że Assad jest gorszy od Hitlera i że Korea Północna stanowi światowe zagrożenie?

Od Harry’ego Trumana, przez Obamę po Trumpa, od Korei i Syrii, poprzez Wietnam, Indonezję, Angolę, Mozambik, Salwador, Nikaraguę, Chile, Serbię, Afganistan, Sudan, Somalię, Irak i Libię, na ludzi spada masowa śmierć, bezpośrednio lub za pośrednictwem politycznych satelitów, na wszystkich, którzy szukają alternatywnych dróg rozwoju lub tylko opierają się Imperium. A dobra Ameryka sieje chaos i nieszczęście również przy pomocy lokalnej siły roboczej. Ileż było najróżniejszych formacji „umiarkowanych terrorystów/nazistów” nie tylko w Syrii i Ukrainie?

Co się stało, że dzisiaj nadzieja na pokój opiera się na przypuszczeniu, że na czele najbardziej agresywnego kraju świata stoi wygrażający komik, który „tylko tak gada”?

Exit mobile version