Niesmaczny spektakl przedwyborczy w 2016 r., którego światowa opinia publiczna, nolens volens, stała się świadkiem, już niedługo może zacząć jawić się nam jako elegancka i wyważona kampania. Pierwsze działa przed przyszłoroczną elekcją do Białego Domu już zostały wystrzelone. Urzędujący prezydent, który z pewnością będzie ubiegał się o reelekcję, sformułował serię nader ekscentrycznych obietnic.
„Wynajdziemy lekarstwa na wiele chorób, w tym na raka i na inne choroby. Cały czas się zbliżamy do tego celu” – grzmiał z mównicy Donald Trump na wtorkowym wiecu otwierającym jego reelekcyjną kampanię. „Raz na zawsze zlikwidujemy AIDS w Ameryce, jesteśmy już bardzo blisko. Umożliwimy też lądowanie amerykańskich astronautów na powierzchni Marsa” – dodał.
In this single clip, Trump promises to cure cancer, AIDS, and „lay the foundation” for a Mars landing — all in his second term pic.twitter.com/aLZqbx2p3N
— Aaron Rupar (@atrupar) June 19, 2019
To właśnie te obietnice przykuły uwagę komentatorów. Reszta około półtoragodzinnego przemówienia była raczej banalna. Prezydent USA uderzał w typowe prawicowe, populistyczne tony. Można było nasłuchać się typowych propagandowych klisz. Np. na temat „zagrożenia imigracją” – słynny mur na granicy z Meksykiem ma zostać przeprojektowany, w taki sposób, by był „jeszcze bardziej solidny, lepszy i tańszy”. Nie zabrakło też proprywatyzacyjnej i antysocjalnej retoryki: „Demokraci nienawidzą naszego ukochanego prywatnego systemu ubezpieczeń zdrowotnych”. Było też o „pociskach” wymierzonych w Stany Zjednoczone pod jego kierownictwem, przed którymi prezydent państwo osłonił. Chodzi o umowę ws. partnerstwa trans-pacyficznego (TPP), paryski Porozumienie Klimatyczne i „przerażający” (dreaded) pakt z Iranem. Do tego Trump dorzucił jeszcze kwestię socjalizmu; ma się rozumieć, jest to system zły.
Kampania przed wyborami prezydenckimi w USA w 2020 r., w której przyjdzie nam się jeszcze zanurzyć, będzie z pewnością jakimś politycznym danse macabre, lecz nie tylko ze względu na komiczne występy Trumpa. Internauci już pytają, czy jest szansa na wyleczenie samego niego z czegokolwiek oraz czy byłby uprzejmy wylądować na czerwonej planecie sam i czy zechciałby tam zostać i zostawić ludzkość w spokoju.
Jednak odwołania do kwestii skutecznego leczenia raka np., jakkolwiek operetkowe, nie są wyłącznie wytworem pomarańczowej wyobraźni. To była odpowiedź na podobne deklaracje jednego z najbardziej żałosnych i zakłamanych kandydatów partii Demokratycznej, Joe Bidena. Ten człowiek także obiecał swoim wyborcom na spotkaniu w stanie Iowa „skutecznie leczyć raka” (cure cancer).
Trump Jr., który przemawiał na wiecu ojca, tuż przed nim zresztą, pytał retorycznie wzbudzając aplauz: „Joe, dlaczego, do diabła, nie zrobiłeś tego przez ostatnie 50 lat?”.
Cóż, jeśli Trump będzie realizował te obietnice tak samo jak niektóre deklaracje z 2016 r. – np. zmniejszenie napięcia w stosunkach z Rosją, zmianę polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych i odejście od obsesji regime change oraz poprawę losu pracujących Amerykanek i Amerykanów, to możemy być pewni, że pozostaną one tylko czczym PR-em, trochę komicznym, a trochę obraźliwym wobec intelektu przytomnych ludzi.
Na koniec swojego przemówienia Trump dodał co następuje: „Mogę Wam obiecać, że nigdy nie zawiodę”. Z pewnością trudno odmówić mu tupetu.