W ciepłej i przyjaznej atmosferze prezydent Stanów Zjednoczonych rozpoczął swoją pierwszą oficjalną wizytę zagraniczną. Jak przystało na przedstawiciela wiodącej światowej demokracji, zagościł w Arabii Saudyjskiej.
Gospodarze są zachwyceni. Trumpa z małżonką osobiście witał na lotnisku sędziwy król Salman ibn Abd al-Aziz, minister spraw zagranicznych Adil al-Dżubajr wieszczył „zacieśnienie strategicznego partnerstwa między obydwoma krajami”, a czołowi saudyjscy analitycy wymieniali, czego po prezydencie USA się spodziewają. Na pierwszych miejscach były, co łatwe do przewidzenia, słowa potępienia i zdecydowane działania, a najlepiej sankcje, pod adresem regionalnego arcywroga Ar-Rijadu – Iranu. Saudowie chcieliby również potwierdzić, że prezydent USA zostawi im absolutnie wolną rękę w sprawie wojny w Jemenie (Obama, chociaż sam kierował tam broń i „doradców”, od czasu do czasu krytykował popełniane przez saudyjskie lotnictwo masakry cywilów), a wreszcie, last but not least, podpisać wielomilionowy kontrakt na zakup broni.
#RiyadhSummit #KingSalman
Welcom president #Trump pic.twitter.com/rGkoC2qZ6q— دام عزك ياوطن (@a70899ecfdf14f5) 20 maja 2017
To ostatnie już nastąpiło – Biały Dom poinformował, że USA sprzedadzą Saudom sprzęt warty 350 mld dolarów w ciągu najbliższej dekady, a transakcje warte 110 mld ruszą praktycznie natychmiast. Celem transakcji jest, jak czytamy w oficjalnym oświadczeniu „wzmocnienie bezpieczeństwa Arabii Saudyjskiej i regionu Zatoki Perskiej w obliczu gróźb irańskich przy równoczesnym wzmocnieniu zdolności Królestwa do prowadzenia operacji antyterrorystycznych w całym regionie”. Mówiąc krótko i dosadnie – Amerykanie po raz kolejny pokazali, że dają swoim bliskowschodnim sojusznikom kompletnie wolną rękę, nawet jeśli minimalna orientacja w sprawach regionu pozwala zrozumieć, że owi sojusznicy to kraje autorytarne i destabilizujące niezwykle wrażliwe otoczenie międzynarodowe. Saudowie dostali zielone światło nie tylko na dalsze prowadzenie wojny w Jemenie, która doprowadziła ten kraj do całkowitej ruiny. Donald Trump najwyraźniej nie ma też nic przeciwko temu, by Ar-Rijad inwestował w fundamentalistyczne organizacje opozycji syryjskiej i nie tylko. Arabia Saudyjska jest największym odbiorcą amerykańskiej broni. W latach 2012-2016 trafiło do niej łącznie 13 proc. całego eksportu sprzętu wojskowego z USA.
Jaki jest jednak oficjalny cel wizyty? Przede wszystkim ustalenie, jak… walczyć z terroryzmem. Trump będzie o tym rozmawiał nie tylko z Saudami, ale i z innymi „specjalistami” – do Ar-Rijadu zjedzie kilkudziesięciu czołowych polityków z tych krajów arabskich, z którymi USA pozostaje w relacjach dobrych lub poprawnych. Przy tej okazji prezydent USA wygłosi mowę o islamie. Podobno będzie unikał agresywnej retoryki pod adresem jego wyznawców, którą epatował w kampanii wyborczej.
Gospodarzom tak zależało na tym, by Trump spełnił wszystkie ich życzenia, że „wyjątkowo” zawiesili swoje „nienaruszalne”, „ściśle oparte na Koranie” zasady dotyczące wyglądu kobiet. Melania Trump przybyła do Ar-Rijadu ubrana po zachodniemu, a czołowi funkcjonariusze saudyjskiego państwa, łącznie z królem, witali ją uściskiem dłoni.
Bold gesture that @FLOUTUS did NOT wear headscarf in #SaudiArabia and shook hands {very rare} with King Salman. Good for her! pic.twitter.com/revUNbudOz
— George Thomas (@GTReporting) 20 maja 2017