Kilkanaście tysięcy ludzi spędziło kolejną noc na poboczach dróg greckiej wyspy Lesbos, po pożarze w wielkim obozie uchodźców Moria. Niektóre zrozpaczone rodziny z małymi dziećmi nie mają nawet koców. „Straciliśmy wszystko, nie mamy wody ani żywności, mój synek ma gorączkę i wymiotuje, skąd pomocy? ” – pytała wczoraj dziennikarzy Fatma Al-Hani z Syrii. W obozie mieszkało 4 tys. dzieci.
Rząd grecki zwrócił się do władz lokalnych, by znalazły „szybkie rozwiązanie” dla bezdomnych dziś uchodźców, lecz na wyspie nastąpiły działania odwrotne: obok ruin obozu powstały blokady urządzone przez mieszkańców wyspy, by nie dopuścić do stawiania namiotów, których zresztą na razie nie ma. „To wielka okazja na definitywne zamknięcie obozu Moria. Nie chcemy nowego obozu, sprzeciwimy się wszelkim próbom budowy” – mówił Wagelis Wiolacis, przewodniczący lokalnej gminy.
Moria była olbrzymim slumsem zaniedbanym przez władze greckie i Unię Europejską, nie przejmujące się też losem greckich mieszkańców wyspy, zamienionej w więzienie dla osób zwracających się o azyl w Europie. Wczoraj grecki premier Kyriakos Mitsotakis zwrócił się do Unii o uczynienie z kryzysu migracyjnego priorytetu politycznego: „Europa musi przestać mówić o solidarności i wprowadzić wreszcie politykę solidarnego działania”. Unia do tej pory nie ma żadnej wspólnej polityki migracyjnej, choć imigracja trwa.
„Jeśli opróżnimy obóz Moria, natychmiast zapełni się on na nowo” – mówił wczoraj szef austriackiej dyplomacji Alexander Schallenberg. Austria wypłaci milion euro na „namioty i koce w Grecji”. Kanclerz Niemiec Angela Merkel poinformowała jednak o nowej, francusko-niemieckiej inicjatywie przyjęcia uchodźców w krajach Unii. Gotowość do tego zgłosiła na razie tylko Holandia: chce przyjąć sto osób, rodziny z dziećmi.